"Czasy odkryć indywidualnych entuzjastów, pracujących w garażu minęły. Innowacje są teraz owocem pracy zespołowej" - mówi RMF FM John Biggs, bloger, wydawca portalu TechCrunch, dawniej związany z popularnym portalem Gizmodo.com. Biggs przyjechał do Krakowa z okazji odbywającej się już po raz drugi imprezy Geek Week Kra­ków, czyli ty­go­dnio­wego ma­ra­tonu wy­da­rzeń zwią­za­nych z no­wy­mi tech­no­lo­gia­mi. Nie jest to zresztą jego pierwszy pobyt w Polsce, co łatwo poznać po tym, jak dobrze mówi w naszym języku.

W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim Biggs przyznaje, że w świecie gadżetów mało co jest go jeszcze w stanie zaskoczyć. Jak sam twierdzi, w tej chwili najbardziej interesuje się rozwiązaniami ekologicznymi i tym, co może pomóc chronić naszą prywatność. Jego zdaniem ciekawe innowacje nie muszą koniecznie zmieniać zmienić świata, byle czyniły nasze życie łatwiejszym.

Grzegorz Jasiński: Co dla pana, w drugiej dekadzie XXI wieku oznacza innowacyjność?

John Biggs: To może oznaczać użycie technologii znanych już od 20, czy 50 lat i zupełnie nowych, połączenie ich, stworzenie czegoś ciekawego, czego jeszcze nie było. Tych innowacji jest teraz tak wiele, że to się w głowie nie mieści. Chodzi między innymi o ekologię, o sieci społecznościowe. Ponadto zupełnie inaczej teraz wytwarza się te nowe produkty. Kiedyś, ktoś musiał siedzieć i dłubać w tych małych częściach, by zrobić telefon, czy radio. Teraz produkcją zajmują się już roboty. To są zmiany nie do wyobrażenia...

Co się panu w tym wszystkim wydaje najbardziej interesujące? Co pana najbardziej ekscytuje?

Oglądam tego tyle, że nic mnie już nie zadziwi. Ale bardzo ekscytują mnie sprawy ekologiczne, choćby techniki solarne, wytwarzanie prądu w oparciu o energię słoneczną. To dla nas wszystkich teraz bardzo ważne, żeby każdy dom miał coś takiego. To może zmienić trochę nasze spojrzenie na świat, na nasze bogactwa naturalne. Drugą sprawą, która mnie teraz szczególnie interesuje, to sprawa prywatności. Wiemy dobrze, że ludzie nas śledzą, państwa nas śledzą, ale wciąż jest jeszcze możliwość, by to zmienić. I musimy to zmienić.

Sądzi pan, że będzie możliwe opracowanie technologii, która okaże się sprytniejsza, niż technologie, które nas śledzą?

Nie sądzę, ale możemy próbować. To wielki problem. Są komputery, które mogą praktycznie wszystko odczytywać i wszystkiego się o nas dowiedzieć. One tylko czekają na kolejne i kolejne wersję szyfrowania, wersje oprogramowanie. Musimy o tym myśleć i o to walczyć.

Innowacyjność jeszcze kiedyś rozumieliśmy jako indywidualne przedsięwzięcie, ktoś nagle wpadał na pomysł "eureka, coś zrobię". Teraz wydaje się, że innowacyjność jest pracą zespołową, czy to jest kierunek w którym pójdziemy?

Właśnie. Kiedyś ktoś siedział na strychu, albo w garażu i tam coś fajnego robił. Teraz samemu bardzo trudno coś zrobić. Technologia jest tak zaawansowana, że jedna osoba nie jest w stanie wszystkiego nawet ogarnąć, nie mówiąc już o zrobieniu na bazie tego czegoś nowego. Małe firmy, takie start-upy są teraz bardzo ważne.

W Krakowie uczestniczy pan w takiej imprezie, jak GeekGirlsCarrots, jak to pracuje?

To grupa zajmująca się uczeniem dzieci, głównie dziewczynek, podstaw technologii. To bardzo ważne. Kiedyś było tak, że komputerami, programowaniem zajmowali się wszyscy. Potem w latach 80-tych komputery stały się zabawkami dla chłopców. Teraz możemy wrócić do myślenia, że to zajęcie dla wszystkich. Podczas GeekGirlsCarrots staram się mówić o marketingu start-up-owym, o tym, jak być słyszanym w szerokim świecie, który wydaje się mało zainteresowany twoim pomysłem, choć tak naprawdę jest.

Wielkie znaczenie dla sukcesów start-upów mają osoby recenzujące te pomysły, między innymi blogerzy tacy, jak pan, interesujący się nowymi technologiami. Jak dobrze recenzować innowacje? Jak popularyzować to, co rzeczywiście jest tego warte?

Najważniejsze dla mniej jest to, by innowacja coś rzeczywiście zmieniała. Nie musi zmienić jakiegoś kraju, czy całego świata, ale coś w naszym życiu. Musi na przykład ułatwiać nam życie, pomagać ubogim, służyć tym, którzy szukają interesujących propozycji kulturalnych. Nie czekam na kolejny latający samochód, ale szukam następnej drobnej rzeczy, która ułatwi życie.

Mówi się, że żyjemy w czasach gadżetów, urządzeń o których nawet nie myśleliśmy, że mogą nam być potrzebne. Te urządzenia pomagają nam robić wszystko na raz w sytuacji, kiedy mamy coraz mniej czasu. Jak pan sądzi, czy smartfon z odpowiednio dużym ekranem to będzie gadżet, który zostanie z nami na długo, czy za rogiem czai się coś lepszego?

Cały czas będzie coś lepszego. Ja bardzo się interesuję zegarkami, starymi, mechanicznymi zegarkami. Wiem, że jak schowam zegarek do sejfu, za sto lat będzie go można wyjąć i on będzie mógł dalej służyć. W tym czasie z iPhone'a nic nie zostanie. Gadżety jednak będą z każdym dniem coraz lepsze, aż znikną. Będziemy je mieli wbudowane w nasze ciało. Będziemy je jakoś tam nosić, technologia będzie cały czas coraz nowocześniejsza, będzie zmieniać to, co używamy na co dzień.

Mówi się, że technologia zmienia człowieka. Dzieci przyzwyczajone do internetu, telefonów komórkowych już się inaczej zachowują. Czy pan spotykając się z tyloma ludźmi zainteresowanymi nowymi technologiami też to zauważa? Czy też i osoby starsze też jeszcze mogą być "gadget geeks"?

Oczywiście technologia zmieni nasz mózg. Już to widać. Nie musimy już wielu rzeczy pamiętać, ani numerów telefonów, ani czasem nazwisk. To takie dziwne czasem uczucie, że moja pamięć jest teraz w telefonie. Co to dla nas zmieni? Ja mam trójkę dzieci, one na co dzień używają iPadów, tak jak ja kiedyś interesowałem się grami Nintendo. Wcześniej bawiły nas książki i filmy. Nie sądzę by te zmiany były złe, musimy tylko zwracać uwagę na to i przypominać dzieciom, że muszą się oderwać od gadżetów, by odrobić lekcje, czy posprzątać pokój.

Niektórzy obawiają się, że jeśli nagle braknie prądu, albo ktoś wyłączy internet, będziemy jak bez ręki, albo i obu rąk. Jak się bronić, by się za bardzo od tej technologii nie uzależnić?

Myśl, że jeśli faktycznie braknie prądu, albo wyłączy się internet, to pewnie będziemy mieli wtedy poważniejszy problem, niż tylko brak dostępu do sieci. To będzie musiało wiązać się z jakąś katastrofalną sytuacją, dotyczącą naszego bezpieczeństwa. To będzie coś nieporównanie ważniejszego, związanego być może z kresem naszej, budowanej od tysięcy lat kultury...

Współczesne kierunki rozwoju technologii, nowe trendy narzucają wielkie koncerny, które skrzętnie wykupują mniejsze przedsięwzięcia, by kontrolować rozwój sytuacji. Czy wciąż jest miejsca dla małych firm, start-upów, które mogą mieć interesujące pomysły? Czy wszystko skupi się w rekach kilku najważniejszych graczy?

Te największe koncerny działają trochę tak, jak dawniej działał król, mecenas. Oni dają tym małym pieniądze, by tamci mogli coś zrobić. ostatnio pisałem o pewnym profesorze z Pittsburgha, który chce wysłać robota na Księżyc, który będzie mógł być sterowany z Ziemi, będzie jeździł tam z kamerą i będzie pokazywał entuzjastom to, co widziało tylko 12 ludzi w historii, ci, którzy lądowali na Srebrnym Globie. To jest bardzo mała firma. Cztery osoby. Są tam pieniądze państwowe i prywatne, wspiera to także Google. Tak, że te duże koncerny są użyteczne, bo powtarzają na przykład to co dawniej robiła NASA, albo ESA, a równocześnie dają tym małym firmom pieniądze na ich pomysły. Dzięki temu ci mali mogą potem działać w strukturze tych dużych.