Dokument "Apartament" to dla widza niepowtarzalna szansa poznania Karola Wojtyły takim, jakim znało go tylko kilku najbliższych przyjaciół i współpracowników. "To prawdopodobnie najbardziej intymny film o papieżu" - mówi nam reżyser Maciej Czajkowski. Jutro w Warszawie odbędzie się jego uroczysta premiera.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: 15 maja film "Apartament" będzie w kinach, a 27 kwietnia odbędzie się uroczysta premiera w Warszawie w Teatrze Polskim. To jest dokument, którego bohaterem jest Karol Wojtyła i tu dużo bardziej zasadne jest powiedzenie, że jest to Karol Wojtyła, a nie Jan Paweł II, czy też Ojciec Święty, ponieważ w tym filmie pojawia się mnóstwo niepublikowanych dotąd, prywatnych materiałów. Skąd one się wzięły?

Maciej Czajkowski: Dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie istnieją takie nagrania i bezpośrednio zapytaliśmy się kardynała Dziwisza, czy takie nagrania rzeczywiście istnieją. On powiedział, że tak, że są. I one przez wiele lat leżały w archiwum na Franciszkańskiej i po niedługiej namowie kardynał powiedział: dobrze, to zobaczcie, co to jest i czy coś z tym możecie zrobić. I zrobiliśmy.

To są wyjątkowe sytuacje. Opowiedz, jakie.

To są bardzo prywatne sytuacje z tych okresów, o których w ogóle nic nie wiemy. Żadne media nie relacjonowały czasu wakacji papieża. I okazało się, że tam był kamerdyner, który miał handycama, takiego małego i on filmował te sytuacje. W związku z tym to są historie z północnych Włoch. To są Alpy i Dolomity, dwa miejsca, filmowane przez wiele lat, rok po roku. I tam była naprawdę bardzo niewielka grupa ludzi, bardzo zaufanych, którzy do dzisiaj nic o tym czasie nie mówili. W związku z tym nikt nic nie wiedział na ten temat. Zresztą później, jak się miało okazać, nie można było nikogo namówić do rozmów. Nikt nie chciał mówić na ten temat. Był pewien pakt milczenia.

Dlaczego?

Teraz to trochę rozumiem, po zrobieniu tego filmu. Nawet czasami mam takie myśli: a teraz to ja nie chciałbym pokazać tego filmu nikomu, bo to jest taki mój. Stałem się jak gdyby częścią tej rodziny bliskiej papieża i trochę tak się czuję, że może obnażam coś, co nie powinno być obnażone, ale pokażemy.

Udało się namówić jednak na rozmowę, między innymi Arturo Mari, który był osobistym fotografem Karola Wojtyły i też jednego z jego, nazwijmy to, ochroniarzy, czy też osób, która miała zapewnić mu ochronę, co oni opowiadają?

Arturo Mari z chęcią daje świadectwo, z chęcią opowiada o wszystkich historiach, chociaż tutaj też bardzo się wahał. Jak później się miało okazać, często odnosił się do innych sytuacji. Uciekał. Duży problem mieliśmy z żandarmem watykańskim, Egildo Biocca, który nie chciał, do ostatniej chwili nie chciał o tym opowiadać. I kiedy pokazaliśmy mu zdjęcia, które mamy z tamtego czasu, to zaczął nam opowiadać. I tak to się zaczęło. Ale nie był zachwycony, ponieważ to jest ich prywatność. Oni może czują się trochę tak, jakby zdradzali Ojca Świętego. Przyznam, że w tej chwili, po zrobieniu, po obejrzeniu tych wszystkich materiałów, po opowiedzeniu tej historii, to stała się trochę moja historia. I też tak mówię: o, to teraz nikomu nie pokażę.

Ale dla nas - widzów, i dla tych, którzy pamiętają Jana Pawła II, Karola Wojtyłę z pielgrzymek w Polsce lub w innych częściach świata, to jest jedyna właściwie okazja, żeby poznać go tak bardzo od tej prywatnej strony - chodzącego po górach w swetrze, rozmawiającego z ludźmi - i zastanawiam się, skąd te twoje wątpliwości w sumie? Bo dzięki tobie my poznajemy papieża takiego prywatnego, z którym każdy chciałby się zaprzyjaźnić.

No tak. Z Przemkiem Hauserem, z którym robiłem ten film, musieliśmy stosować taką autocenzurę, ponieważ jest pewna granica. Zdjęcia są sensacyjne, ale aby opowiedzieć tę historię nie trzeba epatować, nie trzeba wkładać na montażu wszystkich jakiś sytuacji, które mogą być niepotrzebne po prostu w tej historii. Ja w ogóle jak zacząłem oglądać te materiały, oglądałem je tylko nocą, to trwało chyba około dwóch tygodni, bo wtedy nie dzwoni telefon, nikt nie przeszkadza. Było bardzo ważne aby słyszeć dźwięki, które gdzieś tam w tle się pojawiają. I po obejrzeniu, tych wszystkich materiałów, ja byłem trochę przerażony, ponieważ to są fragmenciki filmów, nakręconych w różnych miejscach, w różnych latach.

Aby zrozumieć tę historię i poczuć, postanowiłem pojechać w te same miejsca, nie umawiając się z nikim, nie załatwiając żadnych wywiadów, absolutnie nie. Tylko żeby poczuć. Jak się okazało, nie wiem, jak to się stało, ale rzeczywiście trafiłem do tych samych miejsc i spotkałem tzw. lokalsów, którzy absolutnie żyją tymi wyjazdami do dzisiaj, i którzy z wielką ochotą opowiadają o nich. Oni zresztą pojawiają się w filmie. To są bardzo spontaniczne wypowiedzi, pełne emocji i dopiero po tej podróży mojej, trochę magicznej, jeszcze raz zacząłem oglądać te materiały i wtedy zrozumiałem całą historię, wtedy pojawił się tytuł "Apartament".

Chciałam zapytać o ten tytuł, bo on nakreśla w bardzo ważny sposób to, o czym jest ten film. Właściwie on mógłby się nazywać, ten film "Karol Wojtyła - życie", "Jan Paweł II", cokolwiek, a Ty wybrałeś tytuł "Apartament", dlaczego?

Trochę przewrotnie, ponieważ słowo "apartament" kojarzy się z czymś bardzo luksusowym. To pasowałoby, bo dotykamy tutaj skarbu narodowego, świętego. Wszystkie filmy, które do tej pory powstały były filmami o człowieku monumencie. Ten film nie jest o człowieku monumencie. Ten film jest o zwykłym człowieku dla którego apartamentem były nie mury. Znaczenie tego tytułu ewaluowało podczas robienia filmu. Najpierw chciałem porównać apartament w Pałacu Apostolskim z tym malutkim pokojem na poddaszu na końcu świata gdzieś u podnóży Mont Blanc.

Później okazało się, że ten apartament w Pałacu Apostolskim w ogóle mi nie pasuje. Bardzo dużo zdjęć, które są fantastyczne, unikatowe z Pałacu Apostolskiego w ogóle wyleciały z filmu, ponieważ to mi w ogóle nie pasowało. Później trochę się skupiłem na tym małym pokoju na poddaszu, ale później okazało się, że nie. Apartamentem jest zupełnie co innego, ale może nie powiem, czym jest tym apartament.

Zapraszamy widzów do kin od 15 maja. Bardzo dobrze nastrój tego filmu podkreśla muzyka młodego, bardzo zdolnego kompozytora Radzimira Dębskiego. Jaki mieliście pomysł na tę ścieżkę dźwiękową?

Muzyka nie jest dominująca w tym obrazie. Muzyka prowadzi za rękę widza. Ja z Radzimirem pracowałem wcześniej, więc my się doskonale dogadujemy i rozumiemy cały nastrój. Radzimir oglądając zdjęcia, oglądając sytuację wpadał na genialne pomysły, które w ogóle są nieprzewidywalne. Każdy się spodziewa: papież, fajerwerki. Nic takiego tam nie będzie. Ta muzyka jest bardzo intymna i to jest prawdopodobnie najbardziej intymny film o papieżu. Jeśli mogę jeszcze powiedzieć jedną rzecz, bo nie wiem, czy mogę tak się nazwać...

Możesz.

Papież Franciszek doskonale ma opanowany swój PR. Dla papieża Jana Pawła II ta zwyczajność była tak oczywista, że on w ogóle o tym nie mówił. Jeśli mogę teraz powiedzieć to wydaje mi się, że po zrobieniu tego filmu ja się nazywam "piarowcem świętego".

Jak to się stało, że człowiek, który skończył szkołę filmową w Londynie, który właściwie bardziej powinien być kojarzony z Terry Gilliam'em niż z biografią świętego, zrobił film o Janie Pawle II?

No tak. Do tej pory byłem kojarzony bardziej z komercyjnymi produkcjami. Zaraz po szkole miałem wielkie szczęście, bo trafiłem na produkcję "Bonda", "Harry Pottera", "Mumii"... Dużo komercyjnych music promos, reklamy, ale później trafiłem do BBC i dla BBC robiłem też dokumenty pracując newsowo robiłem dokumenty i ja nie mogę powiedzieć tak, że bardziej mi odpowiada dokument, bardziej mi odpowiada fabuła, bardziej mi odpowiada kompletna komercja.

Ja jestem otwarty na wszystko, bo przez całe życie się rozwijamy i uczymy się czegoś nowego. I ktoś, kto robi na przykład jedną formę, być może wpada w pewną rutynę. Ja mam nadzieję, że ja w tę rutynę nie wpadam i przez cały czas jestem otwarty. Słucham podczas produkcji, podczas robienia zdjęć. Słucham też ludzi, słucham uwag i te pomysły, które mam ja i tak przeforsuję - jeśli tylko jestem przekonany o nich, nawet jeśli wszyscy będą się im sprzeciwiali. Do tej pory to wszystko działało. Ale też słucham... Dlatego bardzo ważne było, że pracuję z Przemkiem Hauserem. 

Było wiele dyskusji, było trochę walk. Ale to fajnie, bo to były takie bardzo kreatywne sytuacje. Nawet przy dużych produkcjach zawsze pracuję w jakimś małym zespole. I tutaj, do tej pory, też pracowaliśmy w bardzo małym zespole. Genialni ludzie, co chcę powiedzieć, wiele z tych osób, w ogóle nie jest związana z kościołem. I to jest fajne, ponieważ ja widziałem od razu ich reakcję, na bieżąco. Moim zamysłem było zrobienie filmu nie tylko dla ludzi związanych z kościołem. Ja nie jestem papistą, nie jestem znawcą watykańskich spraw. Jestem zwyczajnym człowiekiem i mam nadzieję, że udało mi się opowiedzieć historię o zwyczajnym człowieku, nie o monumencie.

Jeden z bardzo znanych reżyserów powiedział mi kiedyś, że każdy film czegoś nowego go uczy, mimo że już jest wiekowym człowiekiem. Czego ciebie nauczył film "Apartament"?

Pokory. Tutaj nauczyłem się jeszcze bardziej szanować człowieka. Nie oceniać ludzi.