Dwaj niedoszli terroryści przyjeżdżają do Polski, by dokonać zamachów. Tu poznają, co to przyjaźń, miłość, ile warte jest życie i nagle postanawiają zmienić świat i przynieść wszystkim pokój. Akcja najnowszej produkcji wytwórni Excel Entertainment z Bollywood, komedii "Bangistan", będzie miała miejsce w Krakowie. Tu w lipcu i sierpniu bieżącego roku zaplanowano 40 dni zdjęciowych z udziałem hinduskiej i polskiej ekipy. Współproducentem jest wytwórnia filmowa Alvernia Studios.

W tych dniach hinduska ekipa wybiera w Krakowie miejsca zdjęciowe. Producent filmu Ritesh Sidhwani opowiada Grzegorzowi Jasińskiemu o tym, dlaczego wybrał Kraków, o czym chce w tym filmie opowiedzieć i jakie nadzieje wiąże z kolejnym już filmem produkowanym w Europie. Mówi też, jakie miejsca w Krakowie będzie chciał swojej widowni pokazać, o tym, że taniec i śpiew w hinduskim filmie to jak kung-fu w filmie z Chin, przyznaje też, że liczy na to, że filmy Bollywood coraz częściej będą trafiać w gust światowej widowni. 

Grzegorz Jasiński: Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan nazwę Kraków i pomyślał, że to może być miejsce dobre do tego, by nakręcić tam film?

Ritesh Sidhwani: Pierwszy raz nie usłyszałem Kraków tylko Cracow. Potem spotkałem zespół z Alvernia Studios i oni uświadomili mi, że to nie Cracow tylko Kraków. Ja miałem już związki z Europą, parę lat temu kręciłem film w Berlinie, także w Hiszpanii. Dlatego też długo w Europie mieszkałem. Kiedy pojawiła się taka okazja, miałem wielką ochotę spróbować szansy we wschodniej Europie. Tak to się zaczęło. Myślałem oczywiście także o stolicy, widzieliśmy Warszawę, ale osobiście sądzę, że Kraków jest znacznie piękniejszy i bardziej malowniczy.

Co było pierwsze, scenariusz, czy pomysł, by produkować film wraz z Alvernia Studios tu, w Krakowie?

Oczywiście zaczęło się od scenariusza, podstawą wszystkiego jest historia, którą chcesz opowiedzieć. Autor scenariusza i reżyser wiedzieli, że miejsce akcji musi być za granicą, to mogła być Wielka Brytania, Włochy, Francja, ale szukaliśmy czegoś z czym kulturowo indyjska widownia mogłaby się identyfikować. I tu Polska z jej kulturą bardzo nam pasuje, widzę tu pewne podobieństwa.

Jakich miejsc szukacie, starego miasta, otoczenia?

To będzie mieszanka różnych miejsc. W Krakowie będziemy kręcić nawet ponad 80 procent materiału. Nie mogę mówić o szczegółach, ale zasadniczo to historia dwóch terrorystów-nieudaczników. To dwaj młodzi ludzie, którym wydaje się, że sensem ich życia jest działalność terrorystyczna. Przyjeżdżają do Polski i dzięki tej podróży znajdują przyjaźń, sens życia i miłości i w końcu... przynoszą ziemi pokój. Polska uczy ich tolerancji wobec swoich religii, pokazuje im co to jest wiara, miłość, przyjaźń... To komedia, w której zamierzamy wykorzystać wszystko, co Kraków ma do zaoferowania. Nawet sceny we wnętrzach chcemy kręcić tutaj, nie zamierzam oszukiwać i przygotowywać tych miejsc w studiach w Indiach. Chcę pokazać tyle Polski ile się da, bo nigdy wcześniej nie była widowni w Indiach pokazywana. To zawsze ekscytujące, gdy możemy "zabrać" widownię do nowego kraju, większość filmów Bollywood, kręconych za granicą pokazuje Londyn, Rzym, czy Francję, czemu nie spróbować w Polsce?

Czy trzeba było zmienić scenariusz, by "obsadzić" Kraków w roli miejsca tej historii.

Tak, będziemy wprowadzać poprawki. To co charakterystyczne dla Krakowa znajdzie się w scenariuszu, zostawiliśmy tam takie miejsca, które wypełnimy po podjęciu decyzji, jakie miejsce pokażemy. Są miejsca szczególne dla Krakowa, choćby krakowski port lotniczy, chcemy, by widzowie widzieli, że to dzieje się dokładnie tu. Nie zamierzamy pokazywać po prostu Polski, pokażemy to miasto. Po rozeznaniu sytuacji tu na miejscu, wprowadzimy odpowiednie poprawki.

Jak duża będzie polska część ekipy?

Planujemy, że z Indii przyjedzie tylko bardzo ograniczona ekipa, zatrudnimy większość ekipy tutaj, nawet do bardzo ważnych zadań. Wcześniej tak nie robiliśmy, ale Alvernia ma tak silną ekipę, że myślimy o zatrudnieniu nawet operatora, czy kamerzysty, operatora dźwięku, czy autora scenografii. Z Indii przyjedzie około 40 osób, reszta to będą ludzie stąd. I zabierzemy ich do Indii, gdzie w dwóch miejscach będziemy też kręcić sceny do tego filmu.

Chciałbym zapytać o obsadę z Indii, nie będę nawet udawał, że pamiętam imiona, proszę opowiedzieć o aktorach, kreujących dwie główne męskie role i aktorce, która zagra główną rolę żeńską. Dwoje z nich spotka się na planie filmowym nie po raz pierwszy.

Tych dwóch nieudolnych terrorystów zagrają Ritesh Deshmukh i młody aktor, Pulkit Samrat, którego kariera nabiera teraz rozpędu, gra wiele ról. Towarzyszy im Jacqueline Fernandez. Ona faktycznie grała z Deshmukhem wcześniej, ale teraz nie będą romantyczną parą. Ona prowadzi z nimi grę, a obaj bohaterowie walczą o jej względy.

Jej nazwisko nie kojarzy się z Indiami.

Ona jest hinduską aktorką, ale pochodzi z Bliskiego Wschodu. Nie urodziła się w Indiach, ale w Muskacie.

My oczywiście wiemy, jakie wrażenie w Europie, czy Stanach Zjednoczonych wywołują filmy kręcone w tak zwanych egzotycznych krajach. Dla hinduskiej widowni Kraków będzie egzotyczny. Na ile hinduska widownia interesuje się taką egzotyką w filmach Bollywood?

Nasza widownia rozkochuje się w tym, co Bollywood proponuje. Był taki popularny reżyser Yash Chopra, który kręcił wiele filmów w Szwajcarii. Po latach jego imieniem nazwano tam nie tylko apartament w hotelu, ale i jezioro. Wszystko dlatego, że dla hinduskiej widowni ten kraj stał się popularny. Ja nakręciłem jeden film w Hiszpanii i liczba turystów z Indii podskoczyła tam w ciągu dwóch lat aż o 70 procent. Dostałem nawet oficjalny list w tej sprawie od ambasadora Hiszpanii. Widać wyraźnie, że nasza publiczność interesuje się miejscami, które pokazujemy, kulturą krajów, które pojawiają się w naszych filmach. Myślę, że w przypadku Polski i szczególnie Krakowa będzie podobnie. Dla mnie to istotne, by widz uwierzył w tę przemianę bohaterów, by czuł ich smutek i ich radość. To zależy też od miejsca, gdzie akcja filmu się rozgrywa. Myślę, że Kraków idealnie sprawdzi się jako miejsce, gdzie odbywa się ten światowy szczyt pokojowy. To podstawa tego filmu.

To komedia, czy możemy oczekiwać tańca i śpiewu?

Oczywiście, to część naszej kultury. Nikt nie dziwi się, że w chińskich filmach jest pełno kung-fu. Ten śpiew i taniec będzie tu wpisany w scenariusz tak, by wydawał się naturalny. Nie będzie takich scen, że oto bohater zamyka oczy i... nagle tańczy w Szwajcarii. To pojawi się naturalnie w wiarygodny dla akcji sposób.

Czy polscy aktorzy też będą śpiewać i tańczyć?

Prawdopodobnie jedna aktorka. Chcemy, żeby byłą solistką i zaczynamy castingi, by kogoś odpowiedniego znaleźć.

Macie w Indiach wspaniałą widownię, najliczniejszą na świecie, produkujecie mnóstwo filmów. Czy wydaje się panu, że w końcu te światy Hollywood i Bollywood zaczną się przenikać? Wszyscy oglądaliśmy "Milionera z ulicy", ale to jeszcze nie była oryginalna hinduska produkcja. Czy film kręcony tu w Europie znajdzie w Polsce, w Europie także widownię?

Myślę, że nasza kinematografia weszła już na taki poziom, że opowiadane przez nas historie mogą przypaść do gustu światowej widowni. Język nie jest przeszkodą, nawet język piosenek, filmy mogą się sprzedać czy z napisami, czy z dubbingiem. I technicznie i scenariuszowo jesteśmy gotowi do spotkania ze światową widownią. Jeśli nie wszystkie filmy, to z pewnością część z nich. Oczywiście wszystko sprowadza się do tego, czy uda się na przykład polskiego widza tymi tematami zainteresować. Jest widownia dla filmów japońskich, włoskich, czy francuskich, mamy nadzieję, że uda nam się odpowiednio zachęcić i do naszego kina. Oczywiście wszystko zależy od scenariusza, poziomu technicznego, gry aktorów, a także tego, czy świat zechce zwrócić na te filmy uwagę. To także sprawa odpowiedniego marketingu. Na pewno nie osiągniemy celu zwracając się do hinduskiej diaspory i licząc, że miejscowa widownia zainteresuje się filmem przy okazji. Trzeba przemyślanych działań i nasze kino pójdzie tą drogą.

Mam nadzieję, że produkcja się uda, spędzicie miłe chwile w Polsce, na koniec zapytam tylko, czy znalazł pan już dziś miejsca, o których wiadomo, że będą miejscem akcji...

Na pewno pojawi się Rynek Główny, jest wspaniały, to miejsce ma szczególny charakter i ten budynek pośrodku z kramami, który przypomina mi wielki bazar w Stambule, tylko że czystszy i mniej zatłoczony. Do tego jeszcze część starego miasta, której nazwy nie pamiętam, z tym okrągłym placem z knajpami dokoła.

To Plac Nowy na Kazimierzu.

Tak, Kazimierz, piękne miejsce, tam jeszcze dziś wybiorę się na drinka...