Gwiazda światowego kina Sophia Loren kończy 80 lat. Diva, perfekcjonistka zawsze niewystarczająco zadowolona z siebie, wciąż spragniona wielkich ról. Od lat mieszka w Genewie. Jubileusz uczciła wydaniem autobiografii: "Wczoraj, dziś i jutro".

Naprawdę nazywa się Sofia Scicolone. Urodziła się 20 września 1934 roku w Rzymie na specjalnym szpitalnym oddziale dla samotnych matek. Ojciec, którego nazwisko otrzymała, nie zajmował się nią nigdy. Dzieciństwo spędziła w miejscowości Pozzuoli niedaleko Neapolu. Zaznała biedy i głodu.

Jej matka Romilda Villani, pianistka i niedoszła aktorka, zaplanowała dla niej karierę aktorską, kosztem szkoły. Gdy Sofia miała 15 lat, wygrała konkurs piękności.

"Trochę boję się intelektualistów, zawsze boję się, że wyjdę na głupią, taka już jestem. Nie poszłam na uniwersytet, nie dali mi żadnego dyplomu, matka wyciągnęła mnie ze szkoły, żeby zabrać mnie do Rzymu"- opowiedziała aktorka w wywiadzie dla magazynu dziennika "La Repubblica", przeprowadzonym z okazji 80. urodzin.

Sofia z matką pojechały do słynnego rzymskiego miasteczka filmowego Cinecitta, gdzie Mervyn LeRoy kręcił właśnie "Quo vadis" na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza. Matka Sofii powiedziała do reżysera: "Nie znamy angielskiego, ale umieramy z głodu i pan to powinien zrozumieć". LeRoy zatrudnił je jako statystki.

W 1952 roku wybrała dla siebie pseudonim artystyczny; imię Sofia zamieniła na wersję Sophia i dodała do niego nazwisko Loren.

Jako aktorka została zauważona, gdy w wieku 20 lat zagrała w "Złocie Neapolu". Z czasem zaczęła grywać w komediach: "Dwie noce z Kleopatrą" (1953) Maria Mattoliego, "Szkoda, że jesteś taką kanalią" (1955) Alessandra Blasettiego. Eksponowano w nich przede wszystkim jej urodę.

W 1958 roku za rolę w "Czarnej orchidei" otrzymała nagrodę na festiwalu filmowym w Wenecji. Droga do Hollywood była od tej chwili dla niej otwarta.

Przełomowym wydarzeniem w jej karierze była nagrodzona Oscarem w 1960 roku rola w filmie "La Ciociara" ("Matka i córka"), którego reżyserem był Vittorio De Sica. Po latach powiedziała, że mając 25 lat, nie potrafiła zagrać matki 14-letniej dziewczynki i aby wcielić się w tę rolę, przypomniała sobie, jak jej matka walczyła jak lwica, by zdobyć jedzenie dla córek. Wszystkie najważniejsze, pełne tragizmu sceny w ekranizacji powieści Alberto Moravii zagrała tylko jeden raz; duble nie były potrzebne.

Potem zagrała w kilkudziesięciu filmach, między innymi w "Małżeństwie po włosku", "Słonecznikach", "Podróży", "Szczególnym dniu", "Hrabinie z Hongkongu", "Wczoraj, dziś i jutro". W czternastu filmach wystąpiła z Marcello Mastroiannim, z którym bardzo się przyjaźniła. Po raz ostatni spotkali się na planie w 1994 roku grając w "Pret-a-porter" Roberta Altmana, gdzie po 30 latach powtórzyli słynną scenę striptizu z "Wczoraj, dziś i jutro".

Swojego męża producenta Carlo Pontiego poznała, gdy miała 17 lat. Podkreśla, że to jemu zawdzięcza udany początek kariery. Poślubiła go w 1957 roku. "To on pierwszy we mnie uwierzył"- wyznała ostatnio.

W 1991 roku Sophia Loren otrzymała Oscara za całokształt twórczości. Wciąż pracuje i mówi, że nadal czeka na wielkie role. Zagrała ostatnio w zaprezentowanym w tym roku w Cannes filmie "Głos ludzki", wyreżyserowanym przez jej syna, Edoardo Pontiego. To ekranizacja monodramu, przedstawiającego historię porzuconej kobiety.

Jej drugi syn, Carlo Ponti junior jest dyrygentem.

Loren wydała pamiętniki i książki kucharskie. Miłość do kuchni tłumaczy biedą, jakiej zaznała w dzieciństwie.

(j.)