Nudna, przewidywalna, mało widowiskowa - takie są opinie widzów i krytyków na temat 76. ceremonii wręczenia Oscarów. Obyło się bez niespodzianek - 11 Oscarów dla "Władcy Pierścieni", w tym dla najlepszego filmu i reżysera.

Drętwo było także w przemówieniach. Standardowo dziękowano rodzinom i współpracownikom. Tim Robbins, nagrodzony za drugoplanową rolę w filmie "Rzeka tajemnic", w najbardziej emocjonującym przemówieniu wieczoru zwrócił się do ofiar przemocy.

W tym filmie gram ofiarę przemocy oraz molestowania. Jeżeli ktoś ma za sobą podobną tragedię, niech wie, że szukanie pomocy to nie wstyd ani oznaka słabości. Może to być jedna z najsilniejszych rzeczy, jakie możesz zrobić, by przerwać krąg przemocy - mówił Robbins, który zagrał ofiarę pedofila.

Bohaterem wieczoru – zgodnie z przewidywaniami – był "Władca Pierścieni: Powrót Króla", finałowa część tolkienowskiej trylogii sfilmowanej przez Petera Jacksona. Dostał 11 Oscarów na 11 nominacji. W ten sposób „Powrót Króla" dołączył do oscarowych rekordzistów. Tyle samo (po 11 statuetek) zebrały "Ben Hur" (1959 r.) i "Titanic" (1997).

Trzy części "Władcy Pierścieni" otrzymały w sumie 30 nominacji do Oscarów i 17 nagród "Drużyna Pierścienia" - 13 nominacji, 4 Oscary, "Dwie Wieże" - 6 nominacji, 2 Oscary. Sam Peter Jackson miał już na koncie 8 nominacji i wreszcie w tym roku odebrał upragnioną statuetkę za reżyserię. Film zarobił już na całym świecie miliard dolarów. To drugi w historii kina, po "Titanicu", film, który przekroczył tę granicę.

07:35