Cornelius Gurlitt, spadkobierca skonfiskowanej kolekcji dzieł sztuki, zawierającej obrazy zrabowane przez III Rzeszę, domaga się jej zwrotu. Jego adwokacji złożyli zażalenie na decyzję prokuratury o konfiskacie - podała "Sueddeutsche Zeitung".

Sąd w Augsburgu wydał we wrześniu 2011 roku postanowienie o konfiskacie zbiorów. Na początku 2012 roku policja przeprowadziła rewizję w prywatnym mieszkaniu Gurlitta w dzielnicy Monachium Schwabing, zabezpieczając 1280 dzieł sztuki. Eksperci niemieckiego rządu przypuszczają, że blisko połowa kolekcji może składać się z eksponatów zrabowanych przez władze III Rzeszy prawowitym właścicielom, głównie pozbawionym praw Żydom.

Adwokaci Gurlitta twierdzą, że niejasne pochodzenie może dotyczyć najwyżej 3 proc. zbiorów - przypomina "SZ" w opublikowanym dziś materiale.

Autorzy zażalenia twierdzą, że konfiskata całej kolekcji, pod zarzutem naruszenia przepisów podatkowych, jest działaniem "niewspółmiernym" i narusza zasadę praworządności. 81-letni Gurlitt oświadczył za pośrednictwem adwokatów, że w uzasadnionych przypadkach jest gotowy do negocjacji z właścicielami w sprawie zwrotu pojedynczych obrazów.

"SZ" ostrzega, że zwrot kolekcji jest "całkiem prawdopodobny", a następstwem tej decyzji byłoby narażenie na szwank procesu wyjaśniania pochodzenia zakwestionowanych dzieł sztuki, czego domaga się światowa opinia publiczna. "Nazwisko sędziwego kolekcjonera, syna nazistowskiego marszanda Hildebranda Gurlitta, stało się symbolem bezprawnego rabunku sztuki" - pisze niemiecki dziennik.

Władze Bawarii ukrywały przez prawie dwa lata fakt odnalezienia kolekcji. O jej istnieniu poinformowały w listopadzie 2013 roku niemieckie media. Do kolekcji należą głównie dzieła artystów z początków XX wieku - Picassa, Chagalla, Noldego, Mackego, Matisse'a, Liebermanna i Dixa. W domu kolekcjonera w Salzburgu, w Austrii odkryto niedawno dalszych 60 obrazów. Powołana przez niemieckie władza komisja bada pochodzenie obrazów, starając się ustalić ich prawowitych właścicieli lub ich spadkobierców.

(j.)