Krystyna Janda oraz Danuta Wałęsa - dwie postaci, dwie kobiety, wspólna historia. Ostatnia z nich w minionym roku wydała książkę „Marzenia i tajemnice”, która stała się pretekstem do stworzenia przedstawienia teatralnego "Danuta W.". Ta pierwsza zagrała w nim rolę tytułową. W ubiegły weekend mieszkańcy Krakowa mogli obejrzeć spektakl w reżyserii Janusza Zaorskiego w Teatrze Łaźnia Nowa. Dziś sztuka gości na deskach Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie.

Spektakl opowiada historię matki, żony borykającej się z własnymi problemami, ale przede wszystkim pokazuje los kobiety, żyjącej w trudnych czasach, w Polsce lat 80. Krystyna Janda odtwórczyni głównej roli zaznacza, jak wielką rolę w historii odegrali Danuta i Lech Wałęsowie. Mówi, że to więcej, niż "spektakl teatralny opowiadający jakąś fikcyjną historię czy nawet biografię kogoś nieżyjącego, czy kogoś, kto nie uczestniczył w naszej wspólnej historii tak gorąco". Podczas rozmowy zaznacza także, że nie kreuje się, nie odgrywa roli Danuty Wałęsy. Jest sobą, opowiada swoją historię. I to jest najważniejsze założenie tego spektaklu.

Los, "którego na zdrowy rozum nie da się pojąć"

"Danuta W." pokazuje los prostej, zwyczajnej kobiety, która piecze ciasto, opowiada o najważniejszych wydarzeniach z własnego życia i ukazuje emocje, jakie im towarzyszyły. To, co niezwykle istotne to fakt, o którym wspomina artystka. Użycie pierwszej osoby w narracji monologu powoduje, że widzowie odbierają spektakl tak, "jakby los pani Danuty był losem wszystkich Polek, kobiet". Zaznacza jednak szybko, że "oczywiście w ogóle nie ma żadnego porównania. To był los niezwykły i to było, i jest życie, którego na zdrowy rozum nie da się pojąć"".

Nadzwyczajne życie i kobiece emocje

Podczas sobotniego pokazu po raz pierwszy, w spokoju, bez stresu spektakl obejrzała Danuta Wałęsa. Uczestniczyła dwukrotnie w premierze przedstawienia. Pierwsza z nich odbyła się w Warszawie, druga w Gdańsku. Zapytana o wrażenia odpowiada: To, co czuję do tej pory? W Gdańsku była moja rodzina, był mój mąż i ja tak faktycznie nie uczestniczyłam niejako w spektaklu, tylko byłam bardziej przejęta.

Sama odtwórczyni głównej roli, Krystyna Janda zauważa, że obecność bohaterki na sali to sytuacja niesłychanie stresogenna. Stres nadzwyczajnej relacji-więzi towarzyszy obu kobietom. Następuje jakiś dialog pomiędzy mną a nią, obie się denerwujemy, że tej drugiej się nie spodoba to, co ona robi. Wczoraj pani Danuta mi powiedziała, że wzruszyła się kilka razy. Mówiła: "Gryzłam palce, bałam się, że Ty na mnie patrzysz, że się zdenerwujesz, że ja się zdenerwowałam" - wyjaśnia. Zaznacza także, że jest to proces nadal żywy. W ogóle to jest operacja ciągle na żywym organizmie - resumuje Janda.

Katarzyna Gudzik