90 lat temu w Kniażach koło Stanisławowa urodził się Zbigniew Cybulski - aktor nazywany "polskim Jamesem Deanem". W historii polskiego kina zapisał się rolami w takich filmach jak m.in. "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy, "Salto" Tadeusza Konwickiego, "Do widzenia, do jutra" i "Jowita" Janusza Morgensterna, "Rękopis znaleziony w Saragossie" i "Jak być kochaną" Wojciecha Jerzego Hasa.

W 1953 r. Zbigniew Cybulski ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Aktorskiej w Krakowie. W tym samym roku wyjechał do Gdańska, gdzie zaczął występować w Teatrze Wybrzeże.

W 1954 r. razem z grupą przyjaciół - m.in. Bogumiłem Kobielą i Jackiem Fedorowiczem - założył w Gdańsku studencki teatr Bim-Bom, który działał do 1960 r. Teatr ten "stał się legendą i mitem pokolenia", który - jak czytamy na stronie culture.pl - "jeszcze przed październikiem 1956 roku atakował głupotę i arogancję władzy". Grał też m.in. na deskach Teatru Ateneum w Warszawie (np. w spektaklu "Dwoje na huśtawce" W. Gibsona w reżyserii Andrzeja Wajdy).

W 1958 r. Cybulski wykreował swą najsłynniejszą filmową rolę - Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie" Wajdy. Dzięki roli Maćka Chełmickiego był bohaterem narodowym, postacią kultową - pisał o Zbigniewie Cybulskim, operator Jan Laskowski. 

O Zbigniewie Cybulskim - jak pisała Emilia Padoł w "Dżentelmenach PRL-u" - przez lata od jego tragicznej śmierci napisano wiele. Tak wiele, a nierzadko tak odtwórczo, że z biegiem lat Cybulski stał się jakąś nierealną ikoną. Wiadomo - mitem i legendą - ale już bardzo wyświechtaną i wytartą. Gdzieś zawieruszyła się jego charyzma; zapomniano o jego wielkiej wyobraźni i o tym, że potrafił irytować jak naturszczyk, a przy tym fascynować niczym najwybitniejszy aktor - czytamy w jej książce.

Kariera Cybulskiego - "prawdziwej gwiazdy powojennego kina", "pokoleniowego idola wyróżniającego się na tle swojej formacji" - trwała dwanaście lat; aktor zagrał w trzydziestu pięciu filmach. Gdyby z ekranu naszych czasów pozostał wyłącznie on, wiedzielibyśmy o nas więcej niż z kronik wydarzeń i uczonych ksiąg - mówił o nim Gustaw Holoubek.

7 stycznia 1967 r. Cybulski otrzymał propozycję zza oceanu - miał zagrać w amerykańskiej telewizji w adaptacji sztuki "Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa. Zmarł 8 stycznia 1967 r. we Wrocławiu, wracając z planu zdjęciowego filmu "Morderca zostawia ślad" Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Zginął tragicznie pod kołami ekspresu, do którego próbował wskoczyć z peronu trzeciego wrocławskiego Dworca Głównego.

Cybulski został pochowany w Katowicach. W posadzkę peronu wrocławskiego dworca wmurowano tablicę pamiątkową poświęconą aktorowi, przy której co roku w rocznicę jego śmierci zbierają się pracownicy kolei, koledzy Cybulskiego oraz jego fani.

Jestem ciągle w podróży, większość czasu spędzam w pociągu. I od tej strony jest ten zawód mi bardzo bliski, ta wieczna podróż, wieczne dążenie do czegoś nowego, przemieszczanie się z miejsca na miejsce, wieczna przygoda, niewiadoma - mówił o sobie Cybulski. Należę do pokolenia, które przeszło przez wojnę, przez okupację, które ma w sobie całą masę kompleksów. Mimo że wojna dawno się skończyła, ci ludzie pozostają ciągle pod jej wpływem - podkreślał.

(MN)