Wyglądający na połowę mniej lat niż ma w rzeczywistości Leroy Bell znalazł się w gronie 12 najlepszych uczestników pierwszej amerykańskiej edycji programu "X Factor".

Podczas pierwszego odcinka na żywo z grona 17 szczęśliwców wyeliminowanych zostało - decyzją jurorów - pięciu z nich. Wcześniej twórcy zapowiadali, że odpadnie dwójka, ale ponieważ zaskakiwanie widza to podstawa, zmienili zdanie w ostatniej chwili.

Podobnie zmienił zdanie juror i autor programu Simon Cowell. Najpierw pożegnał utalentowaną Melanie Amaro, później jednak zdał sobie sprawę ze swojego błędu, wsiadł do samolotu, poleciał na Florydę i osobiście zaprosił dziewczynę z powrotem do "X Factor". Wszystko oczywiście w obecności kamer.

Jednym z najbardziej zadziwiających uczestników tej edycji jest Leroy Bell. Podczas pierwszego castingu jurorzy nie mogli uwierzyć, że ma 59 lat (teraz już równe 60). W najnowszym odcinku Leroy zaśpiewał piosenkę "Nobody Knows" Pink.

Nie wiem dlaczego już od dawna nie jesteś wielką gwiazdą. Niczego ci nie brakuje - powiedział L.A. Reid.

Jednak za najlepszy występ uznano popis Josha Krajcika, typowanego przez wielu na zwycięzcę show. Tym razem wokalista wykonał "Forever Young".

Coraz lepiej radzi sobie także żeńska grupa Lakoda Rayne, która została stworzona podczas "etapu obozowego" z czterech solowych uczestniczek.

Niestety, wśród wyeliminowanych znalazł się bezdomny Dexter Haygood, któremu Nicole Scherzinger przydzieliła mashup przebojów "Womanizer" i "I Kissed A Girl". Komentujący każdy odcinek dziennikarze "Billboardu" uznali, że o niepowodzeniu Dextera zadecydował przede wszystkim nietrafiony dobór repertuaru.