Osoby pobite w Mysłowicach na Śląsku odmawiają składania zeznań na policji - dowiedział się reporter RMF FM Piotr Glinkowski. Przez całą noc policji nie udało się zatrzymać ani jednego z chuliganów, którzy wieczorem napadli z kijami bejsbolowymi i nożami na trenujących w szkole przy ulicy 3. Maja. Zobacz film nagrany tuż po zajściu, który otrzymaliśmy na Gorącą Linię RMF FM.

Dla śledztwa może to oznaczać, że ujęcie napastników będzie bardzo trudne. Dziś policja będzie ponownie przesłuchiwać pobitych nastolatków oraz świadków. Być może w końcu ktoś odważy się mówić. Wczoraj wieczorem zgłoszono tylko uszkodzenia samochodów, które zostały zniszczone przez zamaskowanych i uzbrojonych w kije bejsbolowe bandytów. Gdy pojawiło się pytanie kto mógł to zrobić, zapadała cisza. Policjanci mają kilka hipotez. Najbardziej prawdopodobne jest to, że były to porachunki kibiców zwaśnionych drużyn piłkarskich.

Wczoraj wieczorem gdy w jednej ze szkół podstawowych w Mysłowicach na sali gimnastycznej trwał trening, przed budynek podjechało pięć samochodów. Wszystkie miały zakryte tablice rejestracyjne. Z aut wyskoczyło około dwudziestu mężczyzn - wszyscy byli zamaskowani, część z nich miała kije bejsbolowe.

Najpierw zaczęli niszczyć stojące przed szkołą samochody, a następnie zaatakowali trenujących. Świadkowie mówili o karetkach, które zabrały rannych do szpitala. Pamiętam zakrwawione twarze, chłopcy latali z komórkami i dzwonili do rodzin. Mówili: "Mamo i tato, przyjeżdżajcie!". Chłopcy siedzieli otłumanieni, niektórzy mieli połamane ręce, porozbijane głowy, gdyż ci, którzy napadli na klub, rzucali ciężarkami, bejsbolami, walili, gdzie popadnie (...) Wszystkie auta, które stały przed szkołą, czyli chłopców i trenera - szyby były powybijane, żadne auto nie zostało oszczędzone - mówiła dziewczyna, która była świadkiem zdarzenia. Nic jej się nie stało tylko dlatego, że wyjątkowo spóźniła się na trening.

Mysłowicki szpital nie udziela informacji o stanie rannych. Jak jednak udało się dowiedzieć reporterowi RMF FM poszkodowani mają liczne złamania, stłuczenia oraz rany kłute. Nasz dziennikarz usłyszał także dramatyczną rozmowę telefoniczną matki jednego z chłopców - mówiła, że jej syn ma złamaną rękę i dwie dziury w głowie; na szczęście żyje i jest przytomny. Koledzy nastolatków przewiezionych do szpitala wydarzenia na sali gimnastycznej określili krótko - masakra.

Jeden z poszkodowanych, z którym rozmawiał reporter RMF FM, stwierdził, że nie pamięta, ilu było napastników. Zapamiętał jedynie kije bejsbolowe, kominiarki i krew. Jego zdaniem ten napad to nie był przypadek, a porachunki. Nic więcej nie chciał jednak zdradzić.

Informację o zdarzeniu otrzymaliśmy na Gorącą Linię RMF FM.