We wsi Mątki na Warmii pojawili się kowboje. Wszyscy rywalizują o miano najlepszego strzelca w mistrzostwach polski w strzelaniu westernowym.

Strzelnica w warmińskiej wsi Mątki pod Olsztynem na kilka dni zamieniła się w Dziki Zachód, znany z takich filmów jak "Siedmiu wspaniałych", "Rio Bravo", czy "Bez przebaczenia". Kilkadziesiąt osób z całej Polski bierze udział w dziesiątych mistrzostwach Polski w strzelaniu westernowym.

Strzelectwo westernowe, to zawody trójbroniowe - karabin, rewolwery, strzelba. Każdy z nas ma wyposażenie jak na kowboja przystało, czyli pas z rewolwerami, ładownice na naboje śrutowe, karabin, strzelba, kapelusz. Celowanie do celów musi być świadome, pewne, a nie takie z biodra, jak na filmach. Każdy facet kiedyś był chłopcem i chciał być kowbojem. My mając pozwolenia realizujemy tę zabawę - powiedział naszemu reporterowi Andrzej Sapryka, wiceprezes Warmińskiego Klubu Strzeleckiego "10" Jonkowo, współorganizator zawodów.

 Każdy uczestnik musi przejść kilka "stacji". Poszczególne etapy różnią się od siebie celami. Niektóre są bliżej ustawione, inne dalej, są też cele ruchome. Zawodnicy podkreślają, że tutaj jest większa adrenalina niż podczas zwykłych zawodów strzeleckich, gdzie trzeba celować tylko w "dziesiątkę". Myślę, że w samo południe z Billym Kidem nie miał bym większych szans w pojedynku na rewolwery, ale na pewno bym się starał - powiedział naszemu reporterowi jeden z uczestników.

Na świecie w tej chwili zarejestrowanych strzelców strzelectwa westernowego jest ponad 120 tysięcy. Takie strzelanie jest dla wszystkich, którzy lubią sport na świeżym powietrzu, ale tych, którzy lubią takie klimaty dzikiego zachodu. Nie jest to drogi sport. Oczywiście na początku trzeba wydać trochę więcej na broń, ale potem to kwestia uzupełniania tylko naboi. Więcej wydają biegacze, którzy muszą co kilka miesięcy kupować drogie buty sportowe - mówi

Włodzimierz Łuczyński, prezes polskiego stowarzyszenia strzelectwa westernowego. 

(mal)