Polska jednostka, która od piątku jest w drodze z portu Falmouth do Polski, w ostatniej chwili minęła się na morzu z olbrzymim transportowcem. Do incydentu doszło po tym jak żaglowiec Chopin minął Kanał Kiloński. "To był chyba kontenerowiec. Zmienił nagle kurs i płynął w stronę Chopina z dużą prędkością - powiedział RMF FM obecny na pokładzie żaglowca reporter londyńskiego dziennika "Kultura" Piotr Dobroniak.

Nikt z tego statku nie odpowiadał. Prawdopodobnie, ktoś tam zasnął na wachcie. Był taki moment, że o mało nas nie staranował. Było naprawdę blisko od katastrofy. Był to tak duży statek, że z Chopina nic by nie zostało - dodaje Dobroniak.

Myśleliśmy początkowo, że kontenerowiec przejdzie za rufą statku, jednak okazało się, że z dużą prędkością płynie centralnie na nas. Żaglowiec Chopin chciał uciec na bok, ale w tym samym momencie transportowiec uczynił to samo. Ostro zawinął w lewo, a nasz kapitan uciekł na prawo. Ale był taki moment, że prawie nie staranował - opowiada reporter londyńskiego dziennika "Kultura". Jak dodaje, nikomu nic się nie stało, na pokładzie były tylko cztery osoby na wachcie.

Większa część załogi spała pod pokładem. Byli bezpieczni, nawet jeśli byłyby jakieś gwałtowne ruchy. Wiadomo, że żaglowiec przechyla się raz w jedną, raz drugą stronę. Natomiast gdyby nie szybka reakcja drugiego oficera i kapitana, to by było bardzo groźnie - mówi Dobroniak.

Było o włos od tragedii. Dziewiczy rejs Chopina po remoncie o mały włos nie skończył się katastrofą. Całe szczęście, tak się nie stało- powiedział RMF FM Dobroniak.

"Chopin" ma w czwartek wpłynąć do świnoujskiego portu po ośmiu miesiącach nieobecności w kraju.