Narodowa katastrofa! Tak część francuskich mediów komentuje rozpoczynającą się likwidację blisko 10 tys. hektarów winnic w rejonie Bordeaux. Powodem jest m.in. spadek popytu na sławne czerwone wino z południowo-zachodniej Francji.

Właściciele winnic twierdzą, że koszty produkcji czerwonego wina w rejonie Bordeaux są coraz wyższe, co powoduje wzrost cen tego trunku, a co za tym idzie - spadek popytu. Coraz więcej Francuzów pije tańsze, zagraniczne wino lub - na przykład - piwo.

W tym roku trzeba będzie zniszczyć lub przetworzyć w przemysłowy etanol aż trzy miliony hektolitrów nadwyżki produkcji francuskiego wina. Rząd przeznaczy 200 milionów euro na pomoc dla producentów.

Do maja przyszłego roku wykarczowanych ma zostać 10 procent winnic w rejonie Bordeaux. Według specjalistów ma to "uzdrowić" sytuację na rynku wina.

Część Francuzów się jednak temu sprzeciwia. Może lepiej produkować więcej tańszego wina. Wszędzie jest bowiem drożyzna - tłumaczy korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi 31-letni paryżanin Jean-Claude.

Według części Francuzów, którym inflacja daje się boleśnie we znaki, utrzymywanie nadwyżki produkcji wina z regionu Bordeaux spowodowałoby automatycznie spadek cen tego trunku. Ucieszyłoby to wielu konsumentów.

Kłopot polega na tym, że właściciele winnic alarmują, iż koszty produkcji stały się tak wysokie, że spadek cen detalicznych wina spowodowałby ich bankructwo.

Tego "czarnego scenariusza" obawia się francuski rząd, który woli, by część winnic została zlikwidowana. Właściciele, którzy przestawią się na przykład na wytwarzanie oliwy z oliwek, dostaną od władz wsparcie finansowe w wysokości 6 tys. euro za hektar. Eksperci sugerują, że dzięki temu ilość produkowanego wina się zmniejszy, ceny ustabilizują się na obecnym poziomie i producentom przestanie grozić bankructwo.

Opracowanie: