Po podliczeniu głosów ze wszystkich 650 okręgów wyborczych w Wielkiej Brytanii Partia Konserwatywna zdobyła w czwartkowych wyborach 331 miejsc w parlamencie, a laburzyści - 232. Oznacza to, że torysi mają większość niezbędną do samodzielnego rządzenia.

Jeśli chodzi o liczbę głosów, konserwatyści poprawili swój wynik jedynie o 0,8 proc. wobec rezultatów poprzedniego głosowania, zdobywając 36,9 proc. głosów, czyli ok. 11,3 mln. Ugrupowanie zyskało jednak 24 deputowanych, co umożliwiło przekroczenie bariery 326 mandatów większości absolutnej w Izbie Gmin.

Partia Pracy straciła 26 mandatów w stosunku dotychczasowego układu sił w parlamencie, głównie za sprawą przegranej w Szkocji, gdzie triumfowała Szkocka Partia Narodowa (SNP).

Wielkim przegranym wyborów okazali się Liberalni Demokraci, dotychczasowy partner koalicyjny torysów, którzy będą mieli jedynie ośmiu deputowanych w Izbie Gmin wobec 56 w poprzedniej kadencji.

Bardzo dobry wynik partii premiera Davida Camerona to zaskoczenie. Przedwyborcze sondaże dawały laburzystom równe szanse z torysami, którzy uzyskali bezwzględną większość po raz pierwszy od 1992 roku.

Wczesnym popołudniem w piątek Cameron wraz z żoną Samanthą udali się do rezydencji królowej Elżbiety II, która powierzyła mu funkcję utworzenia rządu.

Frekwencja wyborcza wyniosła 66,1 proc. i okazała się nieco wyższa niż w roku 2010.