25 tys. całkowicie bezwartościowych obrazów kupił pod koniec życia do swojej kolekcji Silvio Berlusconi. Teraz spadkobiercy włoskiego premiera mają problem z tym, co zrobić z tymi „dziełami”. Zajmują bowiem cały magazyn naprzeciwko rezydencji Berlusconiego w Mediolanie. Roczny koszt utrzymania tego budynku to 800 tys. euro.

Były włoski premier zmarł w czerwcu w wieku 86 lat. Pod koniec życia wpadł w manię kolekcjonowania obrazów, które nie miały żadnej wartości. Cierpiał na bezsenność i kupował je nocą, przez telewizyjne kanały aukcyjne. Wydał na to ok. 20 mln euro. Jego przyjaciel Vittorio Sgarbi, który jest krytykiem sztuki, określił tę kolekcję jako "śmietnik" nastawiony na ilość, a nie na jakość.

W kolekcji Berlusconiego znalazły się obrazy nagich kobiet, mnóstwo krajobrazów jego ulubionych miast - czyli Mediolanu, Wenecji, Paryża. Jak wspominają jego przyjaciele, były włoski premier kupował "kompulsywnie", nie zwracając uwagi na wartość płócien. Zdarzało mu się np. nabyć obraz wart 150 euro. Powiedział mi: tak, to mi się podoba, biorę go - wspomina właściciel galerii, w której Berlusconi kupił taki obraz.

Berlusconi kupował pod wpływem impulsu - mówi BBC Cesare Lampronti, marszand z Londynu, który przed 30 lat współpracował z Berlusconim. Lubił kupować portrety kobiet, które później dawał przyjaciołom. Kiedy był młodszy, kupował w galeriach sztuki, potem jednak na aukcjach telewizyjnych - mówi Lampronti. Wiedział, że to, co kupuje, jest bezwartościowe - dodał.

Jak pisze "La Repubblica", rodzina Berlusconi planuje zniszczyć niemal całą kolekcję. Chce zostawić tylko kilka obrazów, które przedstawiają jakąkolwiek wartość. Moi zdaniem takie działanie - z artystycznego punktu widzenia - nie byłoby zbrodnią - uważa Sgarbi.

Berlusconi pozostawił swoim spadkobiercom całe imperium, w skład którego wchodzi klub piłkarski, nieruchomości, jachty i imperium medialne - w sumie wszystko warte ponad 6 mld euro. Były włoski premier zgromadził też prawdziwą kolekcję sztuki, w tym obrazy Tycjana czy Rembrandta.