Zgodnie z oczekiwaniami, Zgromadzenie Narodowe Węgier wybrało Janosa Adera na nowego prezydenta. Głosowanie zbojkotowała lewicowo-liberalna opozycja.

Nowy prezydent został wybrany wyłącznie głosami rządzącej centroprawicowej koalicji Fidesz-KDNP. Przeciw była skrajnie prawicowa partia Jobbik, zaś lewicowo-liberalna opozycja zbojkotowała głosowanie. Deputowani opozycji nie pojawili się też na sali podczas ogłaszania wyników i odegrania hymnu państwowego.

Bezpośrednio po tajnym głosowaniu odbyło się w parlamencie zaprzysiężenie nowego prezydenta. Ader obejmie urząd 10 maja.

W swoim pierwszym wystąpieniu powiedział, że "zawiesi członkostwo w Fideszu i będzie prezydentem wszystkich Węgrów bez względu na podziały społeczne i polityczne".

52-letni Ader to współzałożyciel Fideszu i do tej pory jego eurodeputowany. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie im. Loranda Eotvosa w Budapeszcie. Był pracownikiem Węgierskiej Akademii Nauk. W latach 1998-2002 był wiceprzewodniczącym węgierskiego parlamentu, a od roku 2002 do 2003 - prezesem Fideszu. Mandat eurodeputowanego uzyskał trzy lata temu.

Kandydaturę Adera zgłosił osobiście premier Węgier Viktor Orban.

Ader nie miał kontrkandydata. Dwa ugrupowania węgierskiej opozycji - Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) i Polityka Może Być Inna (LMP) - zbojkotowały wybory głowy państwa. Deputowani nie odebrali nawet kart do głosowania. Szef MSZP Attila Mesterhazy oświadczył, że "lewica nie zamierza brać udziału w farsie wyborczej". Argumentował przy tym, że prawica, która dysponuje poparciem konstytucyjnej większości i tak wybierze swojego kandydata, nie licząc się ze zdaniem opozycji.

Poprzednik Adera odszedł po skandalu z plagiatem pracy doktorskiej

Drogę do prezydentury otworzył Aderowi skandal wokół jego poprzednika Pala Schmitta. Złożył on rezygnację 2 kwietnia po tym, jak senat Uniwersytetu Medycznego im. Semmelweisa w Budapeszcie odebrał mu tytuł doktorski, orzekając, że przedstawiona przez niego dysertacja była plagiatem.

Po wybuchu skandalu Schmitt początkowo nie zamierzał podawać się do dymisji, grożąc, że zaskarży decyzję senatu, i utrzymując, że "o niedostatkach jego pracy powinni poinformować go recenzenci". Jednak po demonstracjach studentów i pracowników wyższych uczelni, apelach opozycji i zmasowanej krytyce mediów ustąpił ze stanowiska. Gdyby tego nie uczynił, deputowani nie mogliby go odwołać, ponieważ węgierska konstytucja nie przewiduje "pozbawienia prezydenta funkcji z powodu plagiatu".