Skandal w Rosji. W Sankt Petersburgu licencje pilotów sprzedawano każdemu chętnemu. Certyfikat pozwalający usiąść za sterami pasażerskiego samolotu kosztował niewiele ponad 3 tysiące euro. Teraz piloci, którzy kupili licencje, latają w rosyjskich liniach lotniczych.

W tym jednym przypadku chodzi o prywatną szkołę lotniczą "Skrzydła Newy" i co najmniej siedmiu pilotów pracujących w rosyjskich liniach lotniczych, którzy rzekomo przeszli w niej szkolenie. Śledczy ustalili, że aresztowany właściciel szkoły po prostu sprzedawał licencje chętnym.

Piloci nie przechodzili żadnego szkolenia. Nie tylko mogli potem siadać za sterami, ale odpowiadali za bezpieczeństwo pasażerów - wyjaśnia Władimir Markin z Komitetu Śledczego.

"Skrzydła Newy" to zaledwie wierzchołek góry lodowej. W Rosji małe linie lotnicze, których jest ponad sto, nie mają środków na szkolenia pilotów.

Konieczność ich przeszkalania wynika najczęściej ze zmiany samolotów przez linie lotnicze, a to bardzo kosztowna procedura. Piloci latający na radzieckich jakach czy tutkach, powinni przejść wielotygodniowe przeszkolenie zanim zasiądą za sterami airbusa lub boeinga.

W Rosji wymyślono jednak drogę na skróty, czyli fikcyjne licencje. Brakuje także pilotów, więc często za sterami siadają byli technicy, czy nawigatorzy, którzy zostali przekwalifikowani na pilotów. Od dawna specjaliści uprzedzają, że tacy "piloci z łapanki" nie gwarantują elementarnego poziomu bezpieczeństwa dla pasażerów. Po katastrofie samolotu w Kazaniu w listopadzie ubiegłego roku, w której zginęło 50 osób, zarządzono ogólnokrajową kontrolę prywatnych szkół lotniczych wydających licencje.

(abs)