"Nie będzie unijnego funduszu solidarności, z którego można byłoby pokryć straty w razie wprowadzenia przez UE sankcji gospodarczych wobec Rosji" - powiedział korespondentce RMF FM wysoki rangą przedstawiciel Komisji Europejskiej. "Każdy będzie musiał liczyć na siebie" - dodaje.

Bruksela ma gotowy plan sankcji gospodarczych wobec Rosji, ale ich wprowadzenie to wciąż melodia przyszłości. Decyzje o sankcjach są podejmowane na zasadzie jednomyślności, więc każdy kraj może je zablokować. Każde państwo samo też ponosi konsekwencje takiej decyzji - wyjaśnia rozmówca dziennikarki RMF FM.

W Brukseli nikt już nawet nie zabiega o powołanie funduszu, z którego można byłoby pokryć część strat. Początkowo o stworzenie funduszu zabiegała Litwa.

Ale wszyscy, łącznie z Polska, boją się wprowadzenia sankcji gospodarczych takich jak embargo na stal, czy gaz i ropę. W Brukseli dominuje przekonanie, że sankcje osobowe - skierowane w oligarchów z otoczenia prezydenta Rosji oraz ich firmy - to najlepszy sposób na ukraiński kryzys polityczny.

Rozmówcy korespondentki RMF FM podkreślają również, że wczorajsza groźba sankcji gospodarczych (którą sformułowali szefowie dyplomacji UE) w razie gdyby Moskwa torpedowała wybory prezydenckie na Ukrainie, nie jest poparta jasnymi kryteriami. Prawdopodobnie więc droga do ich wprowadzenia jest daleka.

Zdaniem jednego z dyplomatów UE pierwsze - ewentualne sankcje ekonomiczne - to byłoby embargo na towary luksusowe, diamenty i nawozy sztuczne.