Szef radia publicznego i telewizji na Ukrainie twierdzi, że wyniki głosowania na Eurowizji zostały sfałszowane. To już kolejny głos podważający wiarygodność zwycięstwa rosyjskiego piosenkarza. Zaraz po finale włoska gazeta "Corriera della Serra" napisała: To nie jest już zabawa, ale ustawiony mecz.

Ukraińcy podejrzewają zmowę kompanii telewizyjnych odpowiedzialnych za głosowanie, zresztą powiązanych z kapitałem rosyjskim. Szef ukraińskiej telewizji mówi, że nie zna ani jednej osoby, która głosowałaby na Rosjanina.

Rosjanie zarzuty ignorują, ale coś chyba jest na rzeczy, bowiem okazało się, że na reprezentanta Rosji głosowano w krajach, w których delikatnie mówiąc Moskwy nie kochają, jak Litwa czy Gruzja.

Efekt tego skandalu będzie prawdopodobnie taki, że Rosjanie przygotują kolejną Eurowizję z wielką pompą, tylko z konkursu na wzór Włochów mogą wycofać się kolejne zachodnie kraje.

Nie pierwszy raz mówi się o sfałszowaniu Eurowizji; w 1968 roku udowodniono to Hiszpanom.