Trzech z 11 agentów służby ochrony rządu USA już odeszło ze służby albo wkrótce to zrobi - podały oficjalne źródła w Waszyngtonie. Agenci zamieszani są w skandal obyczajowy z udziałem prostytutek w trakcie przygotowywania wizyty Baracka Obamy w Kolumbii.

Choć śledztwo Secret Service w sprawie zarzutów nieodpowiedniego zachowania agentów w Cartagenie, w Kolumbii, znajduje się na wczesnym etapie i trwa, trzy zamieszane w sprawę osoby odchodzą - głosi oświadczenie Secret Service. Zapewniono w nim, że dochodzenie będzie rzetelne i drobiazgowe.

W komunikacie sprecyzowano, że jednemu z agentów, zajmującemu kierownicze stanowisko, pozwolono odejść na emeryturę. Drugi, także znajdujący się wysoko w hierarchii służbowej, ma być zwolniony, ale przysługuje mu 30 dni na ewentualną apelację. Trzeci z agentów sam odszedł ze służby.

Pozostałych ośmiu agentów, którzy sprowadzali prostytutki do hotelu, jest zawieszonych w obowiązkach. Ich licencje mogą zostać przywrócone po wyjaśnieniu sprawy. Kongres bada, czy zachowanie agentów nie naraziło na szwank bezpieczeństwa USA. Podobnie Pentagon. Wojskowi śledczy sprawdzają, czy prostytutki nie były podstawione przez obcy wywiad i czy nie założyły podsłuchów prezydenckiej ochronie.

Agenci przebywali w Cartagenie przygotowując w zeszłym tygodniu wizytę Baracka Obamy, który przybył na szczyt obu Ameryk w czasie weekendu. Amerykanie zabrali "pewną liczbę" prostytutek do swego nadmorskiego hotelu w pobliżu miejsca, gdzie zatrzymać się miał Obama. Co najmniej jeden z członków prezydenckiej ochrony okazał swą odznakę służbową personelowi hotelowemu, domagając się, by pozwolono mu pozostać z kobietą. W odróżnieniu od USA, w Kolumbii prostytucja jest legalna.