Sześć osób zginęło, a 20 zostało rannych w ataku sił bezpieczeństwa na meczet w Darze na południu Syrii, do którego doszło nad ranem - podała agencja dpa. Agencja powołuje się na informacje uzyskane ze stron internetowych przedstawicieli syryjskiej opozycji. Wynika z nich, że funkcjonariusze sił bezpieczeństwa otworzyli ogień do grupy ok. 300 osób zgromadzonych wokół meczetu al-Omari.

Wcześniej z okolic meczetu al-Omari dochodziły odgłosy strzelaniny, wobec uczestników protestu użyto gazu łzawiącego. Jeden z mieszkańców relacjonował, że "siły bezpieczeństwa próbują wedrzeć się do świątyni", ale nie był pewien, bo "odcięto prąd" oraz zasięg telefonów komórkowych. Na odgłos strzałów w sąsiednich dzielnicach rozległy się okrzyki "Allahu akbar".

Według agencji Reutera, wśród zabitych jest lekarz. Przyszedł pod meczet, by pomóc demonstrantom, którzy zostali ranni w niedzielnym ataku sił bezpieczeństwa na protestujących.

Dzień wcześniej duchowny z meczetu al-Omari, Ahmad Siasneh, w wywiadzie dla telewizji Al-Arabija powiedział, że syryjskie siły bezpieczeństwa znajdują się blisko terenów świątynnych, gdzie protestujący rozbili namioty.

Przez sześć ostatnich dni w Darze odbywały się antyrządowe protesty, w których zginęło sześcioro cywilów. Uczestnicy protestów domagają się ustąpienia prezydenta Baszara el-Asada, a także swobód politycznych, demokratycznych reform i walki z korupcją. Wcześniej zapowiadali, że zostaną przy meczecie do momentu spełnienia ich żądań.

Autorytarny prezydent Syrii Asad, który 11 lat temu przejął władzę po swym ojcu, odrzuca apele o swobody polityczne i wtrąca do więzienia krytyków swego reżimu. Jego ugrupowanie jest u władzy od 1963 roku.