Według obrońców praw człowieka, syryjskie wojsko zastrzeliło wczoraj co najmniej 20 osób w mieście Hims. Na dzisiaj opozycja zapowiedziała masowe protesty w całym kraju. Chce tym samym zbadać, jak poważne są obietnice rządu ws. zaprzestania przemocy.

W Hims czołgi i snajperzy otworzyli ogień do mieszkańców miasta. W kilku dzielnicach zginęło 20 osób, a kilkadziesiąt zostało zatrzymanych. Późnym popołudniem w mieście nadal słychać było strzały - podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, mające siedzibę w Wielkiej Brytanii.

Do dzisiejszych modlitwach opozycja planuje przeprowadzenie wielkich protestów. W środę syryjskie władze przyjęły arabski plan zakładający natychmiastowe zakończenie przemocy, wycofanie czołgów z miast, wypuszczenie na wolność osób, które trafiły do więzień na skutek ostatnich wydarzeń oraz rozpoczęcie dialogu narodowego.

Plan przedstawiony przez Ligę Państw Arabskich przewiduje też wpuszczenie do kraju obserwatorów z Ligi Państw Arabskich, a także mediów arabskich i międzynarodowych. Obecnie władze uniemożliwiają zagranicznym dziennikarzom swobodne poruszanie się po kraju i ściśle kontrolują informacje.

Nie jest jasne gdzie i kiedy miałoby dojść do rozmów między rządem a opozycją. Nie wiadomo też, jak wielu obserwatorów mogłaby wysłać Liga Państw Arabskich do Syrii, by kontrolować przestrzeganie porozumienia - pisze BBC.

Antyprezydenckie protesty, zainspirowane podobnymi demonstracjami w innych krajach arabskich, wybuchły w Syrii w połowie marca. Ostatnio do protestujących dołączyli dezerterzy. Prezydent Baszar el-Asad, który w 2000 roku po śmierci ojca przejął władzę w Syrii, do tłumienia demonstracji używa wojska i sił bezpieczeństwa. Twierdzi, że walczą one z islamistycznymi bojówkami i uzbrojonymi gangami.

Według szacunków ONZ, od początku protestów zginęły w Syrii ponad trzy tysiące ludzi.