Ponad 100 osób w ciągu kilkunastu dni zabił wirus Ebola w Kongo. Od końca sierpnia śmiertelną gorączkę wykryto u 217 osób w południowo-wschodnich rejonach tego afrykańskiego kraju.

Badania próbek przeprowadzono niezależnie w amerykańskim Centrum Kontroli Chorób w Atlancie i w jednym z laboratoriów w Gabonie. Zdaniem pracowników służby zdrowia, przypadki zgonów nastąpiły po uroczystych pogrzebach dwóch miejscowych dostojników plemiennych, podczas których krewni myli ręcznie zwłoki zmarłych.

Ebola pojawiła się po raz pierwszy w 1976 roku w południowym Sudanie i w Kongu. Wówczas zmarło około 400 osób. Jej zdiagnozowanie we wczesnym stadium jest bardzo trudne, gdyż objawy przypominają zwykłą malarię. Potem następują jednak niebezpieczne dla życia chorego krwawienia wewnętrzne - wirusy atakują centralny system nerwowy i wywołują krwawienia z oczu, uszu i innych części ciała.

W tym stadium chorym najczęściej nie można już pomóc. Na Ebolę wciąż nie ma lekarstwa; przypomina hydrę - epidemia gorączki krwotocznej wraca co kilka lat. Ostatnia epidemia Eboli w Kongo w 1995 roku zabiła 245 osób.