38 osobom z 35 gmin we Włoszech postawiono zarzuty w aferze "czerwonych wampirów". Chodzi o wadliwą sygnalizację świetlną. Została tak ustawiona, by jak najwięcej kierowców płaciło mandaty. W sprawę zamieszani byli m.in. szefowie straży miejskiej i burmistrzowie.

W kilkudziesięciu miastach i miasteczkach zarówno na północy, jak i południu kraju "ustawiano" przetargi, by instalować na skrzyżowaniach celowo rozregulowaną sygnalizację. Czerwone światło zapalało się bardzo szybko, zaledwie po czterech sekundach żółtego. Kamery rejestrowały zaś kierowców, którzy jechali już na czerwonym świetle tylko dlatego, że nie zdążyli.

W rezultacie tysiące kierowców otrzymało mandaty. W samej tylko miejscowości Segrate koło Mediolanu wystawiono mandaty na łączną sumę 2,4 miliona euro. Okazało się, że w wielu miejscowościach "podrasowane" urządzenia były ustawiane przez to przedsiębiorstwo w porozumieniu ze strażą miejską i przedstawicielami lokalnej administracji. Łączyły ich korupcyjne powiązania.

Ogółem w całych Włoszech na wniosek prokuratury zajęto 68 wadliwych urządzeń.