Za tydzień przed Sądem Okręgowym w Warszawie prokuratura zarzuci czeczeńskiemu przywódcy na uchodźstwie organizowanie "band zbrojnych". Tak Ahmeda Zakajewa przedstawiają Rosjanie, choć już w 2003 roku londyński sąd uznał, że w Czeczenii toczy się wojna - pisze "Gazeta Wyborcza".

Sędzia, który w 2003 roku przewodniczył procesowi o ekstradycję Zakajewa, uznał, że "walki w Czeczenii" to nie "zamieszki, bunt, akcje terrorystyczne" - jak chce rosyjska prokuratura - ale "konflikt zbrojny", "wojna". Dlatego zarzuty organizowania band zbrojnych odrzucił.

Ahmed Zakajew twierdzi, że rosyjscy przywódcy, domagając się jego wydania, pragną się pozbyć umiarkowanego polityka, orędownika niepodległości Czeczenii, by w powstańczym ruchu górę wzięli religijni fanatycy, wyznawcy globalnej świętej wojny. Wówczas Rosji łatwo byłoby przekonywać Zachód, że na Kaukazie walczy nie z Czeczenami, lecz kaukaską filią Al-Kaidy - pisze "Gazety Wyborczej".