Przed oficjalnymi obchodami Dnia Niepodległości w Waszyngtonie sympatycy Rewolucyjnej Partii Komunistycznej spalili przed Białym domem amerykańską flagę. Doszło też do zamieszek – informuje CNN.

Nie tylko fajerwerki i parady -  obchody Dnia Niepodległości w Stanach Zjednoczonych miały też swoją ciemną stronę. Przed Białym Domem, nieopodal miejsca, gdzie tysiące Amerykanów świętowało z prezydentem Donaldem Trumpem,  doszło do protestów i zamieszek.

Do ulicznych bójek doszło chwilę po tym, jak grupa, której przewodził aktywista Joey Johnson podpaliła amerykańską flagę. Lider protestujących powiedział mediom, że podpalił flagę, by "ludzie z całego świata wiedzieli, że są Amerykanie, którzy solidaryzują się z ludźmi z całego świata", mówił też o zaangażowaniu USA w konflikty na Bliskim Wschodzie, dodał, że "Ameryka nigdy nie była wielka" - choć inaczej twierdził Donald Trump w swojej kampanii wyborczej.

Później doszło do starć grupy Johnsona z członkami prawicowej organizacji "Proud Boys" oraz sympatykami Donalda Trumpa.

Interweniowali agenci Secret Service. Kilka osób zostało zatrzymanych.