Inauguracja czy koronacja? To pytanie zadają sobie niektórzy Amerykanie, patrząc na długą listę uroczystości uświetniających początek kadencji Baracka Obamy. Mimo że jest kryzys gospodarczy ceremonia ma kosztować aż 150 milionów dolarów.

W 1945 r. prezydent Franklin Delano Roosevelt wygłosił krótkie przemówienie, a gości poczęstował sałatką z kurczaka na zimno i sałatkami. Tak cztery lata temu kongresmani napisali do prezydenta George’a W. Busha, sugerując, że z powodu dwóch wojen powinien ograniczyć rozmach swojej inauguracji.

W tym roku poza wojnami jest jeszcze kryzys w gospodarce. To jest coś, czego jeszcze nie widziałeś. To jest zawsze wielkie wydarzenie co cztery lata w stolicy kraju. Tym razem powinno być nawet trochę większe niż zwykle ze względu na entuzjazm, jaki Barack Obama wzbudza od początku swojej kampanii - powiedział korespondentowi RMF FM rzecznik komitetu organizacyjnego.

Tegoroczna inauguracja pod wieloma względami będzie naj… - największa, najdroższa i z największymi środkami bezpieczeństwa. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że setki tysięcy ludzi, które już w weekend pojawiły się w Waszyngtonie, dokładnie tego oczekują. Posłuchaj relacji Łukasza Wysockiego: