Premier Japonii Shinzo Abe oświadczył, że mimo przegranej w niedzielnych wyborach do wyższej izby parlamentu nie zamierza ustępować ze stanowiska.

Zrobiliśmy, co w naszej mocy, i mieliśmy wrażenie, że doprowadziliśmy do poprawy sytuacji, toteż wyniki wyborów są bardzo rozczarowujące - oświadczył Abe po zamknięciu lokali wyborczych. Muszę kontynuować reformy i nadal wypełniać swoje obowiązki jako premier - podkreślił. Dodał, że chociaż czuje się odpowiedzialny za klęskę koalicji, nie zamierza rozpisywać przedterminowych wyborów do niższej izby parlamentu. Zapowiedział natomiast przetasowania w rządzie.

Z sondaży powyborczych wynika, że rządząca koalicja Partii Liberalno-Demokratycznej (PLD) premiera Abe i mniejszego ugrupowania Nowa Komeito przegrała wybory do wyższej izby parlamentu - Izby Radców.

Koalicja dysponowała do tej pory 132 miejscami w 242-osobowym gremium. Kadencja deputowanych trwa sześć lat, ale wybory odbywają się co trzy lata i każdorazowo odnawiana jest połowa składu izby. Tym razem w 121-mandatowej puli koalicja może według sondaży liczyć tylko na od 31 do 43 miejsc.

Przegrana PLD, choć bolesna propagandowo, nie zagraża premierowi bezpośrednio, ponieważ za wybór szefa rządu odpowiada Izba Reprezentantów - niższa izba parlamentu, w której obóz rządzący ma zdecydowaną większość. Izba wyższa ma w znacznym stopniu charakter ceremonialny. Jednak zdaniem ekspertów, porażka PLD może premierowi Abe zdecydowanie utrudnić rządzenie. Z pewnością będzie także narastała presja, aby szef rządu ustąpił ze stanowiska.