"Według informacji, które posiadamy, polski ambasador ma uraz kręgosłupa, jego żona obrażenia głowy. Nie zagrażają jednak ich życiu" - oświadczył minister spraw zagranicznych Pakistanu Aizaz Ahmad Chaudhry. Do zestrzelenia maszyny przyznali się talibowie.

W katastrofie śmigłowca zginęło siedem osób, w tym ambasador Norwegii i ambasador Filipin. Wśród rannych jest też dyplomata z Holandii. Na pokładzie śmigłowca pakistańskiej armii, który rozbił się wczoraj w dolinie Naltar na północy Pakistanu, znajdowali się m.in. ambasador Andrzej Ananicz wraz z małżonką Zofią.   

Pakistańskie wojsko przetransportowało dziś do Islamabadu ciała czterech ofiar katastrofy. Do stolicy przewieziono ciała ambasadorów Norwegii i Filipin oraz żon ambasadorów Malezji i Indonezji. 

Aby uczcić pamięć ofiar pakistańskie władze zorganizowały uroczystość na lotnisku, na którym lądował samolot z ciałami. Trumny były przykryte flagami narodowymi i w asyście kompanii honorowej zostały przeniesione z maszyn do budynków lotnisk. Uroczystość była transmitowana przez państwową telewizję i poza pakistańskimi władzami, z szefem rządu Nawazem Sharifem na czele, uczestniczyli w niej także dyplomaci.

Talibowie ogłosili, że zestrzelili helikopter przy użyciu ręcznej wyrzutni rakietowej, mając nadzieję, że celują w maszynę premiera Nawaza Sharifa. Nawaz Sharif i jego sojusznicy to nasze najważniejsze cele - napisał w oświadczeniu ich rzecznik Muhammad Khurasani.

Delegacja dyplomatów i dziennikarzy udała się wczoraj trzema helikopterami Mi-17 do turystycznego regionu Gilgit-Baltistan w pakistańskim Kaszmirze na uroczystość otwarcia wyciągu narciarskiego. Jeden ze śmigłowców podczas lądowania rozbił się i spadł na budynek szkoły.

Na uroczystości miał przemawiać premier Sharif. Szef rządu podróżował oddzielnie - leciał samolotem i wrócił do Islamabadu zaraz po wypadku. W mieście Gilgit miała odbyć się konferencja prasowa premiera wraz z dyplomatami i dziennikarzami.

Choć talibowie nie działają w regionie Gilgit, często biorą na siebie odpowiedzialność za incydenty, których faktycznie nie byli sprawcami - przypomina agencja Reutera.

Według świadków w wyniku wypadku szkoła w dolinie Naltar stanęła w ogniu; w szkole były wtedy dzieci.

(mpw)