Podczas sobotniej manifestacji propalestyńskiej w Paryżu, zorganizowanej mimo zakazu władz, doszło do aktów wandalizmu i starć z policją, ale ostatecznie uczestnikom zgromadzenia nie udało się w sobotę sformować prawdziwego pochodu ani dojść do śródmieścia.

Podpalano zbiorniki na śmieci, próbowano ustawiać barykady. Jak na Paryż, wszystko odbyło się dosyć spokojnie - posumował ok. godz. 15 oficer policji, choć niewielkie grupki młodych ludzi prowokowały policjantów, rzucając w nich kamieniami, deskami i butelkami.

Po południu na miejscu zbiórki pod stacją metra Barbes-Rochechouart policjanci rozpraszali pojawiających się manifestantów. Przeważającą większość stanowili wśród nich młodzi ludzie.

NIE PRZEGAP: Strefa Gazy: Wieżowiec runął po izraelskim ostrzale. W budynku były biura AP i Al-Dżaziry

Organizatorzy mieli zamiar przejść przez dwa symboliczne dla protestów w stolicy Francji place - Republiki i Bastylii. Bardzo liczne siły porządkowe - zmobilizowano 4200 żandarmów i policjantów różnych formacji - skutecznie im to uniemożliwiły, spychając ich w stronę niezbyt odległych rogatek miasta.

Pod paryską obwodnicą, zwaną bulwarem peryferyjnym, zebrało się kilkaset osób, które wznosiły okrzyki "Palestyna zwycięży" i "Izrael mordercy". Powiewano flagami palestyńskimi. Ta grupa rozeszła się w spokoju krótko po godz. 15.


Następnie przez kilka godzin policja odpowiadała na ataki agresywnie zachowujących się osób z przecznic przy obwodnicy, doszło do starć. W miarę posuwania się naprzód policjantów, z użyciem armatek wodnych i gazu łzawiącego, malała liczba prowodyrów i około godz. 18 wydawało się, że siły porządkowe w zasadzie opanowały sytuację.

W kilku innych miastach francuskich, gdzie manifestacje propalestyńskie nie zostały zabronione, zgromadzenia przebiegały spokojnie.

W mediach politycy i eksperci przez całą sobotę spierali się o to, czy słuszna była decyzja władz o zakazaniu manifestacji w Paryżu. Podczas gdy politycy wypowiadali się z sympatią dla Izraela, eksperci krytykowali rząd państwa żydowskiego.

Niektórzy zamieszki, do których doszło podczas manifestacji, przypisywano właśnie temu zakazowi. Inni, przypominając, że od kilku lat wszystkie niemal paryskie manifestacje przeradzają się w przemoc, stwierdzali, że "Paryż nie mógł dopuścić do pochodu na cześć (radykalnego ruchu palestyńskiego - przyp. RMF FM) Hamasu".


Minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin w sobotę ocenił, że podczas manifestacji "uniknięto najgorszego". 

Manifestacje wsparcia dla Palestyny odbyły się w wielu europejskich miastach. Kilka tysięcy osób w sobotę demonstrowało solidarność z Palestyńczykami w Berlinie, zaś w licznych miastach Francji zebrało się łącznie ponad 20 tys. osób. W Atenach protesty zostały rozgonione przez policję za pomocą armatek wodnych.