47 zmian w ustawie zasadniczej dotyczy trwające dzisiaj we Włoszech referendum konstytucyjne. Plebiscyt zadecyduje o przyszłości rządu Matteo Renziego i życia politycznego kraju, na jego wyniki oczekują Unia Europejska, wiele światowych stolic i rynki finansowe. Frekwencja nie będzie decydować o ważności referendum, ale - jak się przypuszcza - może być dość wysoka ze względu na duże zainteresowanie obywateli.

47 zmian w ustawie zasadniczej dotyczy trwające dzisiaj we Włoszech referendum konstytucyjne. Plebiscyt zadecyduje o przyszłości rządu Matteo Renziego i życia politycznego kraju, na jego wyniki oczekują Unia Europejska, wiele światowych stolic i rynki finansowe. Frekwencja nie będzie decydować o ważności referendum, ale - jak się przypuszcza - może być dość wysoka ze względu na duże zainteresowanie obywateli.
Karta do głosowania w referendum konstytucyjnym we Włoszech /MAURIZIO BRAMBATTI /PAP/EPA

Referendum odbywa się osiem miesięcy po przyjęciu rządowej ustawy wprowadzającej 47 zmian w ustawie zasadniczej. Ponieważ poprawki dotyczą konstytucji, muszą zostać zatwierdzone w takim głosowaniu.

Reforma przyjęta z inicjatywy rządu Renziego przewiduje przede wszystkim zniesienie tzw. doskonałej dwuizbowości, czyli jednakowych uprawnień Senatu i Izby Deputowanych. Licząca obecnie 315 mandatów izba wyższa stałaby się faktycznie radą regionów, w której zasiadałoby 95 ich przedstawicieli, w tym 21 burmistrzów miast, a także pięciu senatorów, mianowanych przez prezydenta na 7 lat. Senat straciłby część uprawnień, np. prawo do głosowania nad wotum zaufania dla rządu. Ponadto centrolewicowa koalicja chce obniżyć koszty życia politycznego, zlikwidować Krajową Radę Ekonomii i Pracy, wprowadzić nowy podział kompetencji między państwem a regionami i zlikwidować prowincje jako jednostki podziału administracyjnego.

Te najważniejsze zmiany zawarto w jednym pytaniu referendalnym, krytykowanym przez część konstytucjonalistów za nadmierną złożoność. Brzmi ono bowiem następująco: "Czy aprobuje Pan/Pani tekst ustawy konstytucyjnej dotyczący rozporządzenia o zniesieniu równorzędnej dwuizbowości, zmniejszenia liczby parlamentarzystów, ograniczenia kosztów funkcjonowania instytucji, likwidacji Krajowej Rady Ekonomii i Pracy, rewizji piątego paragrafu II części Konstytucji?" (wspomniany paragraf dotyczy podziału terytorialnego na regiony, prowincje i gminy oraz kompetencji ich władz).

Rada Ministrów, podejmująca próby rozwiązania poważnego kryzysu finansowego, argumentuje, że prowadzące do unowocześnienia struktury państwa zmiany pozwolą zaoszczędzić rocznie 500 milionów euro. Jeśli zaś reforma zostanie odrzucona, włoski parlament - jak przekonywał Renzi - pozostanie najbardziej kosztownym na świecie.

Z sondaży wynika, że niemal do ostatniej chwili wielu Włochów nie wiedziało, jakie zmiany przynosi ustawa. Niektórzy podkreślali w wypowiedziach dla mediów, że nigdy wcześniej nie poświęcili tak dużo czasu na przeczytanie materiałów wyjaśniających istotę reformy.

Prace nad reformą, którą premier Matteo Renzi uznał za jeden z priorytetów swego rządu, przebiegały z ogromnymi trudnościami i przy próbach zablokowania ich przez opozycję. Politycy prawicy zgłosili aż 83 miliony komputerowo wygenerowanych poprawek, które zostały później wycofane bądź odrzucone.

Po wielomiesięcznej kampanii niewiadomą pozostaje zarówno wynik głosowania, jak i to, co zrobi Matteo Renzi w razie przegranej, na którą wskazywały ostatnie sondaże, przeprowadzone w drugiej połowie listopada.

Komentatorzy zwracają uwagę, że referendum stało się faktycznie plebiscytem, w którym obywatele opowiedzą się za rządem lub przeciwko niemu. Do głosowania na "nie" nawoływała cała opozycja - od prawicowej Ligi Północnej i Forza Italia po populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd i lewicę. Wszystkie te ugrupowania argumentują, że proponując zmiany szef rządu dąży do zdobycia większej władzy - on zaś odpowiada, że nie przewiduje tego żadna przedstawiona przez niego poprawka.

W sprawie swojej przyszłości po ewentualnej porażce Renzi składał różne deklaracje - wśród nich i taką, że ustąpi ze stanowiska i odejdzie z polityki. Później wycofał się z tych kategorycznych wypowiedzi, ale dawał do zrozumienia, że nie zamierza trzymać się kurczowo fotela premiera i pracować w sytuacji, gdy w rzeczywistości nie będzie mógł nic zrobić. Jeden z ministrów zasugerował, że w przypadku odrzucenia reformy premier już w poniedziałek złoży na ręce prezydenta dymisję. Nie wyklucza się jednak, że szef państwa jej nie przyjmie i odeśle Renziego do parlamentu, by tam poddał się weryfikacji w głosowaniu nad wotum zaufania dla rządu.

Na razie poparcia udzielił rządowi Renziego przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.


(e)