Pielęgniarka pracująca w londyńskim szpitalu Edwarda VII, która odebrała telefon od dziennikarzy podających się za członków rodziny królewskiej, została dziś znaleziona martwa w swoim domu. Nie wiadomo, jaka była przyczyna zgonu. Sprawę bada już policja.

Około godz. 9:30 policja dostała zgłoszenie o tym, że w jednym z mieszkań w centralnym Londynie znaleziono martwą kobietę. Okazało się, że to pielęgniarka, która padła ofiarą żartu dwójki australijskich dziennikarzy. Para zadzwoniła do szpitala Edwarda VII i podała się za królową Elżbietę II i księcia Karola. Ponieważ był to wczesny ranek i w szpitalu nie było jeszcze recepcjonistki, telefon odebrała dyżurująca pielęgniarka. Kobieta nie domyśliła się to żart i udzieliła dziennikarzom informacji o stanie księżnej Cambridge, która przebywała w szpitalu z powodu porannych mdłości.

Władze szpitala wydały już oświadczenie w tej sprawie. Potwierdziły w nim, że zmarła kobieta padła ofiarą prowokacji australijskich dziennikarzy. "Wspieraliśmy ją w tym trudnym czasie. Pracowała u nas już od kilku lat. Była doskonałą pielęgniarką, darzoną szacunkiem i popularną wśród współpracowników" - powiedział dyrektor placówki. Podkreślił również, że po ujawnieniu incydentu wobec kobiety nie wyciągnięto żadnych dyscyplinarnych konsekwencji.

William i Kate wyrażają smutek

Brytyjski dziennik "Daily Telegraph" podał, że książę i księżna Cambridge zabrali głos w sprawie śmierci pielęgniarki. Podkreślili, że są bardzo zasmuceni tym faktem.

Michael Cristian, jeden z autorów prowokacji, przeprosił za nią, ale jednocześnie nie zaprzestał komentowania całej sprawy. "Więcej o książęcej wpadce dziś wieczorem" - pisał na swoim profilu na Twitterze.