Aleksander Gukow spędził kilka dni poniżej szczytu Latok I, zanim został uratowany. Kilka dni wcześniej zginął jego towarzysz. "Czekałem pod szczytem może pół godziny, rozpaczliwie krzycząc: Siergiej, Siergiej, czy wszystko w porządku? Jednak nikt nie odpowiadał" - relacjonował przebywający dziś w szpitalu w Pakistanie himalaista.

Próbowaliśmy z moim przyjacielem, młodym, ale bardzo odważnym, 26-latkiem. Próbowaliśmy zdobyć szczyt, ale wiedziałem, że przez pogodę nie damy rady. Brakowało może 50 metrów. Gdy schodziliśmy, on próbował się zakotwiczyć. Widziałem to, bo byłem na górze, a on na dole. Możliwe, że zerwał się zaczep i on spadł razem z nim. Czekałem pod szczytem może pół godziny, rozpaczliwie krzycząc: Siergiej, Siergiej, czy wszystko w porządku? Jednak nikt nie odpowiadał. Zamontowałem zaczep, opuściłem się na linie i odkryłem, że spadł. Byłem sam, miałem jedynie dwie liny, jednak nie miałem uprzęży, gdyż wszystkie były przy nim. Na dół było jeszcze 6500 metrów, więc postanowiłem wezwać pomoc - relacjonował Aleksander Gukow, rosyjski himalaista.

Aleksander Gukow znajduje się w pakistańskim szpitalu w Rawalpindi, jak informują lekarze jego stan jest stabilny. 

Himalaista został uratowany z północnego filaru szczytu Latok I (7145 m). Spędził poniżej szczytu kilka dni po tym, jak w środę 25 lipca zginął jego towarzysz Siergiej Głazunow, pozostawiając go bez sprzętu potrzebnego do zejścia.

(j.)