Międzynarodowy batalion NATO, który ma stacjonować w Polsce, nie będzie stacjonował w przesmyku suwalskim, lecz tam, gdzie będzie zagrożenie i gdzie będzie to operacyjnie skuteczne – powiedział w Brukseli szef MON Antoni Macierewicz. Odniósł się w ten sposób do informacji brytyjskiego dziennika "Financial Times", który podał, że przypadający na Polskę batalion NATO ma zostać rozmieszczony na północno-wschodnim krańcu polskiego terytorium. Jego zajęcie przez obce wojska, według "FT", całkowicie odcięłoby kraje bałtyckie od reszty NATO.

Międzynarodowy batalion NATO, który ma stacjonować w Polsce, nie będzie stacjonował w przesmyku suwalskim, lecz tam, gdzie będzie zagrożenie i gdzie będzie to operacyjnie skuteczne – powiedział w Brukseli szef MON Antoni Macierewicz. Odniósł się w ten sposób do informacji brytyjskiego dziennika "Financial Times", który podał, że przypadający na Polskę batalion NATO ma zostać rozmieszczony na północno-wschodnim krańcu polskiego terytorium. Jego zajęcie przez obce wojska, według "FT", całkowicie odcięłoby kraje bałtyckie od reszty NATO.
Prezydent Andrzej Duda (P), minister obrony narodowej Antoni Macierewicz (L) i gen. bryg. Dariusz Górniak (C) /Marcin Bielecki /PAP

Pytany o te doniesienia Macierewicz podkreślił, że przesmyk suwalski jest niesłychanie ważnym i strategicznym punktem. Ale nie sprowadzajmy problemu flanki wschodniej do przesmyku suwalskiego - zaapelował szef MON. Zwrócił przy tym uwagę, że potencjalny agresor może, łamiąc prawo międzynarodowe, uderzyć przez terytorium Białorusi.

Stacjonowanie tej grupy bojowej nie będzie usytuowane akurat na przesmyku suwalskim, będzie usytuowane w tym miejscu, które w danym momencie uznamy za najbardziej zagrożone i skuteczne z operacyjnego punktu widzenia - powiedział Macierewicz na konferencji prasowej w kwaterze głównej NATO w Brukseli.

Decyzję o rozmieszczeniu czterech batalionów w Polsce oraz na Litwie, Łotwie i Estonii ministrowie obrony Sojuszu podjęli we wtorek.

Wówczas Macierewicz powiedział, że w NATO wciąż trwa dyskusja w sprawie rozmieszczenia na wschodniej flance elementów rozpoznania i wywiadu. Jak powiedział szef MON w środę, niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen obiecała wesprzeć starania o umieszczenie tego ośrodka w Polsce. Ta inicjatywa nie ma jeszcze ostatecznej akceptacji, ale zbieramy szerokie poparcie - powiedział Macierewicz.

Jak wyjaśnił minister, chodzi o centrum pozwalające pozostałym członkom NATO i organom Sojuszu mieć wiedzę sytuacyjną, co się dzieje na flance wschodniej. Według Macierewicza centrum ma obsługiwać wysunięte wojska NATO, które będą stacjonowały w krajach bałtyckich i w Polsce - zarówno batalionowe grupy bojowe NATO, jak i inne oddziały.

Ministrowie obrony państw NATO potwierdzili we wtorek w Brukseli plany rozmieszczenia po jednym batalionie w Polsce i w krajach bałtyckich. Każdy batalion będzie miał jedno tzw. państwo ramowe, odpowiedzialne za wystawienie sił stanowiących trzon batalionu i dowodzenie nim. Do tej pory do roli państwa ramowego zgłosiły się USA, Wielka Brytania i Niemcy; media w niepotwierdzonych doniesieniach wymieniają także Kanadę.

Według "FT" batalionem w Polsce miałyby dowodzić Stany Zjednoczone, a oddziałami w Estonii, na Litwie i Łotwie - odpowiednio Wielka Brytania, Niemcy i Kanada. Inne nieoficjalne źródła w kwaterze głównej NATO wskazują, że odpowiedzialność za batalion w Polsce miałaby wziąć na siebie Kanada. Jednak szef MON we wtorek i środę sugerował, że będą to Stany Zjednoczone.

Oficjalna decyzja w sprawie państw ramowych ma zapaść na szczycie NATO w Warszawie 8-9 lipca.

Minister obrony USA Ash Carter potwierdził w środę w Brukseli, że jego kraj będzie wśród tych, które wniosą największy wkład w bataliony. Podkreślił, że jest pewien, iż będzie czwarte państwo ramowe, po USA, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Pytany o Polskę, Carter powiedział, że nie ma jeszcze decyzji, które państwa będą przewodziły batalionom w poszczególnym krajach, do których te oddziały trafią.

Jak mówił we wtorek Macierewicz, batalion w Polsce miałby osiągnąć zdolność do działania na początku 2017 r.

Szef MON wyjaśnił, że sojusznicze bataliony swoim potencjałem posłużą do powstrzymywania ewentualnej agresji rosyjskiej tak długo, dopóki nie dojdą niezbędne posiłki, mają skutecznie odstraszać przed próbą podjęcia ataku. Mają bowiem uświadamiać, że taki atak przerodziłby się w wojnę, którą Rosja musiałaby przegrać.

(mal)