Prokuratura w Bari zakończyła śledztwo dotyczące prostytutek, uczestniczących w przyjęciach u premiera Włoch Silvio Berlusconiego. Zarzuty w sprawie bunga-bunga postawiono ośmiu osobom.

Głównym oskarżonym jest 34-letni biznesmen z Bari Gianpaolo Tarantini. Na początku miesiąca został aresztowany pod zarzutem szantażowania premiera. Według prokuratury, Tarantini werbował uczestniczki rozwiązłych zabaw. Na wizytę w willach Berlusconiego namówił około 30 Włoszek i cudzoziemek. Postawiono mu między innymi zarzut nakłaniania do prostytucji. Prokuratorzy twierdzą, że Tarantini wraz ze wspólnikami tworzył grupę przestępczą, która rekrutowała kobiety. Czerpali zyski z prostytucji, do której dochodziło podczas rozwiązłych zabaw w domach włoskiego premiera.

W zamian biznesmen z Bari liczył, że Berlusconi załatwi mu stanowisko polityczne oraz intratne kontrakty biznesowe, na przykład w ramach przygotowań do szczytu G8 w mieście L'Aquila. Media ujawniają, że w aktach sprawy jest zapis 100 tysięcy podsłuchanych rozmów. Dziennik "La Repubblica" przytacza fragment zapisu podsłuchanej rozmowy, podczas której Tarantini sugerował Berlusconiemu, by wystawił go jako kandydata do Parlamentu Europejskiego. Gazeta przytacza też fragment ich rozmowy, gdy premier pyta: Kogo mi dzisiaj wieczorem przyprowadzisz?

Osobne śledztwo w sprawie prostytucji w otoczeniu premiera prowadzi prokuratura z Neapolu, która bada wątek domniemanego szantażowania Berlusconiego przez Tarantiniego, jego żonę i wspólnika. Otrzymali oni od szefa rządu ponad 800 tys. euro. Premier jednak zaprzecza, jakoby padł ofiarą szantażu i tłumaczy, że była to jedynie "pomoc finansowa".