Klimatyzacja w biurach to seksistów spisek wymierzony w kobiety - taka teoria pojawia w artykule redakcyjnym brytyjskiego dziennika „Daily Telegraph”. Zdaniem jego autorów, agregaty kontrolujące temperaturę zaprojektowane zostały w oparciu o fizjologiczne wymagania 40-letniego mężczyzny. Ponieważ metabolizm panów funkcjonuje do 30 proc. szybciej niż pań, kobiety pracujące w biurach odczuwają niskie temperatury bardziej dotkliwie.

Średnio kobiety potrzebują 4 stopnie więcej, by w pracy uzyskać pełen komfort. Na pewno różnimy się od mężczyzn, ale odczuwanie temperatury, moim zdaniem, bardziej zależy od naszego stanu zdrowia niż płci – to tyko jedna z opinii Brytyjek, które rozbawione artykułem dziennika, starają się spojrzeć na problem z dystansem.

Nawiasem mówiąc, brytyjscy dziennikarze okazali o wiele większą powściągliwość niż ich amerykańscy koledzy po fachu. Opublikowany w tym roku artykuł „Washington Post” wprost postawił tezę, że dyskryminacja kobiet w miejscach pracy ma podstawy termiczne, a winne są źle ustawione klimatyzatory. Spotkał się on z natychmiastową ripostą czytelników, którzy sugerowali, że panie powinny trzymać w szufladach dodatkowe okrycie albo mniej skąpo ubierać się do pracy.  

Sugestie jakoby klimatyzacja była seksistowskim spiskiem, zdają się być przesadzone, ale jak sugerują autorzy artykułu w „Daily Telegraph” warto zastanowić się nad wprowadzaniem zmian w standardach regulujących zasady pracy urządzeń chłodzących, tym bardziej, że zostały one ustalone w latach 60. ubiegłego stulecia. Nie wszystkie współczesne kobiety, pracujące w biurach, posiadają organizm ważącego siedemdziesiąt kilogramów czterdziestolatka, który urodził się kilkadziesiąt lat temu.

(mpw)