Triumfalna wizyta Francois Hollande’a w Mali. Prezydent Francji sugeruje, że nadsekwańskie wojsko wygrało już w tym kraju pierwszy etap interwencji zbrojnej przeciwko obozom Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu.

Według przecieków do mediów, Hollande chce, żeby teraz pałeczkę przejęły stopniowo siły zbrojne państw afrykańskich. Zdaniem polityka francuskie wojsko zrobiło już to, co było najważniejsze - przejęło kontrolę nad Timbuktu, które było głównym bastionem islamskich ekstremistów w Mali. W całym mieście wywieszono francuskie flagi, by powitać Hollande’a. Komentatorzy podkreślają, że ten ostatni chciałby, by teraz żołnierze znad Sekwany zaczęli powoli wycofywać się z Mali - zanim zaczną się mnożyć niewygodne dla władz w Paryżu afery. Amnesty International już teraz alarmuje, że w czasie francuskich bombardowań ginęli cywile i żąda wyjaśnień.

Nadsekwańskie media podkreślają jednak, że o tym, iż wojna w Mali nie została jeszcze wygrana przez Francuzów może świadczyć fakt, że Pałac Elizejski odmawiał podania dokładnego programu wizyty w tym kraju z powodów bezpieczeństwa. Malijskie władze podały wcześniej ogólny program tej wizyty - choć bez precyzyjnej godziny przybycia Hollande’a do Timbuktu - na Twitterze, ale później pospiesznie ten wpis usunięto.

Walki na północy Mali ciągle trwają. Islamscy ekstremiści najczęściej uciekali z różnych miast przed nadciągającą francuską armią na tereny pustynne, gdzie mają liczne kryjówki. Według wielu ekspertów wiedzą, jak się chować i będzie trudno się z nimi ostatecznie rozprawić. Do tego, osaczeni w Mali partyzanci mogą przeprawić się w dowolne miejsce niemal bezludnego i pozbawionego dróg Sahelu, który ciągnie się od Atlantyku na zachodzie po Morze Czerwone na wschodzie. W pustynnych kryjówkach trudno będzie wytropić dżihadystów, a jeszcze trudniej - pokonać. Po wycofaniu się francuskiego wojska mogą powrócić do miast na północy Mali.

Żeby tego uniknąć, Hollande chce, by główne miasta Mali były chronione przez afrykańskie siły zbrojne, zanim malijska armia zostanie odpowiednio przeszkolona. W tym szkoleniu mają wziąć udział m.in. instruktorzy z Polski.

Polska wesprze misję w Mali


We wtorek polski rząd przyjął wniosek o użycie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w misji szkoleniowej Unii Europejskiej w Mali. Do Afryki ma polecieć do 20 polskich instruktorów. Misja, która ma rozpocząć się 16 lutego, potrwa najprawdopodobniej do końca roku. Koszty działań instruktorów wyniosą około 5,8 mln złotych i zostaną sfinansowane z budżetu MON. W połowie stycznia szefowie dyplomacji krajów UE powołali wojskową misję w Mali, która ma szkolić malijską armię.

Na początku stycznia na interwencję wojskową w tym kraju zdecydowała się Francja - popierana przez pozostałe państwa UE. Celem działań 2500 francuskich żołnierzy jest powstrzymanie ofensywy powiązanych z Al-Kaidą islamistów, którzy opanowali północ Mali i posuwali się w kierunku stolicy - Bamako. W poniedziałek w Paryżu premier Donald Tusk spotkał się z prezydentem Francois Hollande'em. Po spotkaniu szef rządu powiedział, że nie ma potrzeby uczestniczenia bezpośrednio w działaniach bojowych ze strony polskich żołnierzy. W misji unijnej w Mali uczestniczyć będą polscy instruktorzy. Premier zadeklarował też ewentualną pomoc w zakresie sprzętu wojskowego.

UE w ramach misji szkoleniowej zamierza wysłać do Mali około 200 instruktorów wojskowych i około 250 żołnierzy dla ochrony misji, która zostanie rozmieszczona na przełomie lutego i marca. Jej koszt oszacowano na 12,3 mln euro, a jej mandat ma obowiązywać 15 miesięcy.