Trzy osoby zginęły w pożarze banku w centrum Aten. Budynek podpalili demonstranci, którzy protestują przeciwko planom oszczędnościowym rządu. Na ulice miasta wyszło dzisiaj około 20 tysięcy ludzi. Do zamieszek doszło również przed gmachem parlamentu. Policja użyła tam gazu łzawiącego, by rozpędzić grupę 50 demonstrantów, którzy próbowali dostać się do środka.

Marsz w Atenach zwołano na apel związków zawodowych. Manifestanci przynieśli liczne transparenty, na których widnieją słowa krytyki pod adresem Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To one zaoferowały Grecji pomoc finansową w zamian za drakońskie oszczędności. MFW i UE kradną nam stulecie osiągnięć socjalnych - napisano na jednym z transparentów. Inne hasła apelują: Niech bogaci płacą za kryzys.

Demonstrację w centrum Aten zwołały związki zawodowe: pracowników prywatnych GSEE i państwowych ADEDY. W innym miejscu 10 tysięcy ludzi zebrał związek zawodowy partii komunistycznej PAME. Organizacja tradycyjnie nie uczestniczy bowiem we wspólnych akcjach.

Około 14 tysięcy manifestowało natomiast w Salonikach. Tam również doszło do starć z policją.

Związki zawodowe przyznają, że pozbawiony funduszy rząd był zmuszony ograniczyć wydatki, by dostać 110 mld euro pożyczki od krajów strefy euro i od MFW, ale ich zdaniem przez oszczędności najbardziej ucierpią najmniej zarabiający Grecy.

Podpisanie pomocy finansowej dla Grecji nie jest jedynym problemem Europy- mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Berendą ekonomista Jacek Wiśniewski. Jego zdaniem kolejnymi krajami, które wpadną w poważne finansowe kłopoty będą: Hiszpania i Portugalia.

W Grecji trwa też strajk generalny, trzeci od lutego. Spowodował on paraliż komunikacji lotniczej, kolejowej i promowej. Nie działa sektor publiczny.