To piwo, jeszcze nim się pojawiło, już wywołało międzynarodową dyskusję z powodu swojej nazwy. Mieszkańcy małej wsi w Austrii, o wdzięcznej nazwie Fucking chcą mieć własny trunek o nazwie "Fucking hell", czyli w wolnym tłumaczeniu z niemieckiego "Jasne z Fucking". Nazwa czytana po angielsku brzmi już jednak zdecydowanie bardziej dosadnie, dlatego napojem zainteresowali się unijni urzędnicy.

Europejski rząd do spraw Harmonizacji Rynku Wewnętrznego (Znaki Towarowe i Wzory) mimo długich analiz nie zakazał warzenia piwa o kontrowersyjnej nazwie. To co po niemiecku brzmi niewinnie, po angielsku oznacza "bardzo niedobre piekło", tyle, że znacznie bardziej wulgarnie.

Co prawda urzędnicy z hiszpańskiego Alicante, bo tam rezyduje unijna agencja od nazw, nie podzielają poczucia humoru mieszkańców Fucking, ale pisemna argumentacja mówi wprost: nie można z powodu dwuznacznej nazwy w innym języku zakazać produkcji tego piwa".

Nikt oczywiście nie wierzy w wersję o lokalnych piwoszach z poczuciem patriotyzmu, którzy chcą po prostu napić się złotego napoju z własną nazwą wsi. Do Fucking, gdzie mieszka niepsełna 100 osób, od lat zjeżdżają Amerykanie, którzy uwielbiają robić sobie zdjęcia przy tablicach wjazdowych. Tablice te zresztą nagminnie ginęły, dopóki słupki nie zostały zabetonowane, a tablice przyspawane i przynitowane.

Teraz turyści będą mogli zabierać łatwiejsze w przenoszeniu butelki. O ile za dobrą (przynajmniej marketingowo) nazwą pójdzie też dobry smak. "Fucking hell" będzie do kupienia od sierpnia lub września.