Francuski premier Francois Fillon oświadczył, że jego kraj powinien w kolejnych latach na wzór Niemiec podnieść wiek emerytalny. Słowa szefa rządu wywołały od razu zdumienie i oburzenie wśród socjalistycznej opozycji.

Przyjęta we Francji w ubiegłym roku, w atmosferze protestów społecznych, reforma emerytalna przewiduje, że do 2018 roku minimalny wiek przejścia na emeryturę wzrośnie z 60 do 62 lat. Także o dwa lata - z 65 do 67 lat - podniesiono wiek, od którego można będzie otrzymać emeryturę w pełnej wysokości nawet w wypadku braku części składek.

Podwyższenie wieku emerytalnego wywołało we Francji największą falę masowych manifestacji i strajków od czasu objęcia urzędu przez prezydenta Sarkozy'ego w 2007 roku.

Trzeba będzie zmierzać w stronę wspólnego czasu pracy i wspólnego wieku emerytalnego, w kierunku stopniowego zbliżenia organizacji ekonomicznej i społecznej naszych dwóch krajów Francji i Niemiec. To klucz do przetrwania i rozwoju strefy euro i kontynentu europejskiego - ogłosił francuski premier.

Bundestag cztery lata temu uchwalił ustawę podnoszącą zasadniczo wiek emerytalny z 65 do 67 lat. Niemiecka reforma jest rozłożona na wiele lat - będzie wprowadzana stopniowo do 2030 roku. Zaraz po słowach Fillona, francuski rząd natychmiast zapewnił, że w najbliższym czasie nie zamierza zmieniać obecnego wieku emerytalnego.

Opozycyjna Partia Socjalistyczna zareagowała natychmiast z oburzeniem. Faworyt nachodzących prawyborów prezydenckich tej partii Francois Hollande oświadczył, że swoimi słowami premier "odsłonił program Nicolasa Sarkozy'ego" na wiosenne wybory prezydenckie.