Spięcia we francuskich władzach ws. otwarcia rynku pracy dla obywateli Polski i innych nowych członków Unii. Nadsekwańskie media ujawniły tajny raport ministerstwa ekonomii, według którego we Francji coraz bardziej brakuje m. in. pielęgniarek, położnych, lekarzy oraz wykwalifikowanych robotników budowlanych i mechaników.

Brakuje także m.in. wykwalifikowanego personelu w hotelach i restauracjach oraz rzeźników. Według raportu, zatrudnienie w tych branżach cudzoziemców nie zwiększyłoby we Francji bezrobocia. Minister ekonomii domaga się więc jak najszybszego otwarcia nadsekwańskiego rynku pracy dla obywateli nowych krajów członkowskich UE tym bardziej, że polscy robotnicy, pielęgniarki i lekarze cieszą się we Francji dobrą opinią.

Według przecieków prasowych sprzeciwia się temu premier Dominque de Villepin, który chce kandydować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i obawia się wielkiej fali protestów tutejszych związkowców.

Francuskie władze nie ogłosiły do tej pory ostatecznego terminu otwarcia rynku pracy dla Polaków.

A co w kraju, który otworzył się na polskich pracowników, czyli w Wielkiej Brytanii? Owszem kochamy polskich hydraulików, ale ile ich rzeczywiście nam potrzeba - pyta w gazecie „Daily Mail” Andrew Green, przewodniczący pozarządowej organizacji badającej imigrację. Ocenia się, że rząd w Londynie nie panuje już nad zjawiskiem imigracji. Wg oficjalnych danych, przez 1,5 roku od czasu rozszerzenia UE do Wielkiej Brytanii przyjechało za pracą prawie 300 tys. osób z Europy środkowo-wschodniej.