Francja - jako pierwszy kraj Unii Europejskiej - zaczyna tropić potencjalnie szkodliwe nanocząsteczki w żywności i innych produktach. Odtąd producenci będą musieli zgłaszać Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Sanitarnego wszystkie dyskretnie dodawane do wyrobów substancje w postaci atomów lub cząsteczek 100 tysięcy razy mniejszych od milimetra.

Dotyczy to m.in. dwutlenku tytanu, którego minimalne ilości używane są np. do wybielania miętowych cukierków, gumy do żucia i pasty do zębów. Krzem dodawany jest natomiast do żywności po to, by nie twardniała.

Na tym jednak nie koniec - nanotechnologie stosowane są również coraz częściej przy produkcji opakowań produktów spożywczych. Różnego rodzaju nanocząsteczki mają przeciwdziałać m.in. psuciu się lub wysychaniu żywności, do której przenikają.

Związki srebra stosowane są natomiast coraz częściej w kosmetykach - m.in. w dezodorantach, które mają dzięki nim skuteczniej przeciwdziałać nieprzyjemnemu zapachowi potu.

Czasem informowali o nanocząsteczkach - by się wypromować

Dotąd producenci nie mieli żadnego obowiązku publikowania informacji o tym, jakiego rodzaju nanocząsteczki dodawane są do tego czy innego produktu. Robili to tylko czasami w celach reklamowych - po to, by podkreślić "ultranowoczesny" charakter jakiegoś wyrobu. Zazwyczaj dotyczyło to właśnie kosmetyków, prawie nigdy jednak żywności.

Francuskie ministerstwo zdrowia podkreśla - powołując się na naukowców z różnych krajów - że ciągle nie wiadomo, jaki długofalowy wpływ na zdrowie konsumentów mogą mieć nanocząsteczki. Tym bardziej, że niektóre z nich - a ściślej mówiąc te, których średnica nie przekracza 30 nanometrów - przenikają bez najmniejszych przeszkód do komórek organizmu, w których mogą się zbierać. Krótko mówiąc, ludzki organizm nie wytworzył żadnych barier, które mogłyby je zatrzymywać.