W podziemnych grotach w obwodzie penzeńskim, 700 kilometrów od Moskwy, od blisko pół roku członkowie prawosławnej sekty czekają na koniec świata. Grożą wysadzeniem się w powietrze, jeśli milicja będzie chciała siłą wyciągnąć ich z pieczary. Pod ziemią pozostaje 14 osób, w tym dwoje małych dzieci.

Władze obiecały nietykalność i korzystają z pomocy psychologów i przedstawicieli cerkwi, ale najbardziej pomogła natura. Część pieczary zawaliła się i we wtorek dobrowolnie opuściła ją grupa 14 z 28 osób. Wicegubernator Oleg Miliczenko twierdzi, że jak na pół roku przebywania pod ziemią, ich stan zdrowia jest wyjątkowo dobry: Żaden z nich nie jest ranny, żyją i ci, którzy wyszli, i ci, którzy zdecydowali się pozostać w pieczarze. Medycznej pomocy odmówili, wyglądają normalnie i zupełnie nieźle.

Pozostający pod ziemią twierdzą, że wyjdą, gdy usłyszą głos Boga. I na to liczą negocjatorzy zapewniając, że rozwiązanie siłowe nie jest planowane.