Przyjęcie weselne uratowało życie wszystkim mieszkańcom niewielkiej wioski w Maroku – kraju, który pogrążony jest w żałobie po piątkowym trzęsieniu ziemi. Zginęło ponad 2900 osób, kolejne ponad 5500 zostało rannych. Mieszkańców wioski uchronił fakt, że brali udział w imprezie, która odbywała się na zewnątrz. Kiedy runęły ich domy, w środku nikogo nie było.

Przyjęcie wydane z okazji zbliżającego się ślubu uratowało życie 600 mieszkańców niewielkiej wioski Ighil Ntalghoumt w Maroku

Ślub miał odbyć się w sobotę, ale zgodnie z tradycją dzień wcześniej urządzono imprezę w domu panny młodej. Była muzyka i tańce - wszystko to na ulicach i na podwórkach. Na drugi dzień miała ona na zawsze opuścić rodzinny dom. 

Kiedy zatrzęsła się ziemia, domy, zbudowane z kamieni i cegieł, zawaliły się, ale w środku nikogo nie było. 

Chcieliśmy świętować. Wtedy zatrzęsła się ziemia. Nie wiedziałem, o co bardziej mam się martwić: jej wioskę czy moją - mówi 30-letni hodowca jabłek, Mohammed Boudad.

Wioska jego żony, 22-letniej Habiny Ajdir leży dziś w gruzach. Wszyscy mieszkańcy Ighil Ntalghoumt w jednej chwili zostali pozbawieni dachu nad głową, ale żyją, nikt nie został nawet ranny.

Młodzi wzięli w końcu ślub, ale wesela już nie było. Mieszkają, podobnie jak setki tysiące innych Marokańczyków, w namiocie.  

Piątkowe trzęsienie ziemi w Maroku jest najtragiczniejsze od 1960 roku, zginęło ponad 2900 osób, głównie odległych miejscowości w górach Atlas.