Od połowy października na Haiti zmarło na cholerę prawie 1200 osób. Według Czerwonego Krzyża choroba pojawiła się także w przepełnionym więzieniu w Port-au-Prince, gdzie przebywa prawie jedna czwarta wszystkich więźniów na Haiti.

Cholerą w stołecznym więzieniu zaraziło się 30 więźniów, a 10 zmarło w ciągu czterech dni. Wybuch epidemii jest wyjątkowo niepokojący, gdyż placówka jest przepełniona. Przebywa tam ok. 2 tys. skazanych, czyli jedna czwarta wszystkich haitańskich więźniów - tłumaczył rzecznik Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża Marcala Izarda.

Tymczasem władze obawiają się, że w stolicy wybuchną kolejne protesty. Od początku tygodnia w kraju dochodziło do brutalnych starć Haitańczyków z żołnierzami misji stabilizacyjnej ONZ (Minustah). W czwartek zamieszki ogarnęły stolicę, gdzie kilkuset młodych ludzi obrzucało kamieniami oddziały ONZ, atakowało zagraniczne pojazdy, blokowało drogi, paliło opony i przewracało latarnie.

Haitańczycy o wybuch epidemii obwiniają żołnierzy ONZ z Nepalu, którzy mieli wlewać odchody do rzeki przepływającej przez północny departament Artibonite, gdzie miesiąc temu wybuchła epidemia.

Misja ONZ wielokrotnie odrzucała te oskarżenia. Wyniki testów na cholerę, którym poddano członków Minustah, były negatywne, co nie oznacza jednak, że jakiś żołnierz ONZ nie mógł sprowadzić choroby - poinformowała szefowa serwisu informacyjnego ONZ w Genewie, Corinne Momal-Vanian. Śledztwo trwa, ale trzeba wziąć pod uwagę, że możemy nigdy nie poznać odpowiedzi na pytanie o źródło - dodała.

28 listopada na Haiti odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne. Według ONZ do zamieszek podżegają osoby, które chcą zakłócić głosowanie.

Cholera jest przenoszona przez skażoną wodę i jedzenie. W ciągu zaledwie kilku godzin może doprowadzić do śmierci z odwodnienia.