Światowa Organizacja Zdrowia alarmuje, że pracownicy nie mają dostępu do Narodowego Laboratorium Zdrowia w Chartumie. WHO ostrzega, że stanowi to „ogromne niebezpieczeństwo biologiczne”. Nazywa to nawet potencjalną „bombą bakteryjną”. W Sudanie od kilkunastu dni toczą się zacięte walki.

To może być "bomba bakteryjna" - tak WHO mówi o sytuacji w siedzibie Narodowego Laboratorium Zdrowia w Chartumie. Światowa Organizacja Zdrowia podkreśla, że w wyniku starć, do których od kilkunastu dni dochodzi w Sudanie, pracownicy laboratorium nie mają do niego dostępu.

W laboratorium przechowywane są patogeny wielu chorób. Przedstawiciel WHO w Sudanie Nima Saeed Abid podkreśla, że "sytuacja jest niezwykle niebezpieczna - mamy tam wyizolowane patogeny polio, odry, cholery". Jak dodał, okupowanie laboratorium przez jedną z walczących stron stwarza "ogromne niebezpieczeństwo biologiczne".  

Jak poinformowało WHO, przeszkolony personel laboratorium nie ma już do niego dostępu. W budynku doszło do przerw w dostawach prądu. Jak podkreśla WHO, z tego powodu nie można prawidłowo przechowywać materiału biologicznego zgromadzonego w laboratorium.

Przerwy w dostawach energii elektrycznej oznaczają również ryzyko zepsucia się wyczerpujących się zapasów worków z krwią.

Źródło medyczne, na które powołuje się CNN, podkreśla, że gdyby na terenie laboratorium doszło do walki dwóch stron konfliktu, może to oznaczać "wybuch bakteryjnej bomby". Jak dodało to źródło, konieczna jest międzynarodowa interwencja ws. przywrócenia elektryczności i zabezpieczenia laboratorium. W przeciwnym razie grozi nam prawdziwe biologiczne niebezpieczeństwo - podkreśla rozmówca CNN.

Walki między armią Sudanu a paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF) wybuchły 15 kwietnia. Z najnowszych danych WHO wynika, że zginęło w nich 459 osób, a ponad 4 tys. zostały ranne.

Wczoraj rozpoczęło się 72-godzinne zawieszenie broni.