Nawet 100 tysięcy ludzi protestowało na ulicach Grecji. W pożarze, który wybuchł po antyrządowych zamieszkach w Anetach, zginęły trzy osoby. Przeciw budżetowym cięciom demonstrowano też w Salonikach.

Wszyscy jesteśmy w szoku. Oto do czego prowadzi niekontrolowana przemoc, ale także polityczna nieodpowiedzialność. W tej chwili od wszystkich obywateli oczekujemy odpowiedzialnego zachowania. Musimy razem bronić jedności i narodowych interesów - mówił grecki premier.

Podczas gwałtownych demonstracji w Atenach policja użyła gazu łzawiącego wobec tysięcy manifestantów, którzy rzucali w stronę sił bezpieczeństwa kamienie i koktajle Mołotowa. Demonstranci, skandujący hasło: "złodzieje, złodzieje", usiłowali przedrzeć się przez kordon policji strzegącej parlamentu i rozproszyli straż trzymającą wartę przed pomnikiem Nieznanego Żołnierza. Przed parlamentem doszło do gwałtownych starć między młodzieżą a policjantami.

W Salonikach na północy Grecji przez centrum przemaszerowało 20 tys. ludzi. Młodzież niszczyła okna sklepów i barów szybkiej obsługi. Wybuchły starcia między młodzieżą a policją, która odpowiedziała gazem łzawiącym.

W obu miastach demonstracje zwołano w ramach strajku generalnego, w proteście przeciwko planom oszczędnościowym przyjętym przez rząd w zamian za pomoc finansową Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Szef MFW Dominique Strauss-Kahn ostrzegł, że kryzys, pomimo podejmowanych wysiłków, może rozlać się na inne kraje. "Każdy musi pozostać wyjątkowo czujny" - powiedział Strauss-Kahn w opublikowanym w środę wywiadzie dla francuskiej gazety "Liberation".

Analitycy przypuszczają, że już niedługo w kolejce po pożyczkę ustawią się rządy Portugalii i Hiszpanii. Premier tej ostatniej na razie uspokaja - Jose Luis Zapatero twierdzi, że mimo długu publicznego sięgającego 53 procent PKB, jego kraj jest wypłacalny.