Po dwóch tygodniach od wykrycia podziemnego pożaru w kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej ratownicy zakończyli akcję w zagrożonym rejonie. Wyrobisko zostało odcięte od pozostałych specjalnymi tamami.

Pożar odkryto w sobotę 5 listopada w rejonie likwidowanej ściany wydobywczej 780 m pod ziemią. Był to typowy pożar endogeniczny, czyli spowodowany samozagrzaniem lub samozapłonem węgla - prawdopodobnie w zrobach, czyli miejscach po eksploatacji. Nikt nie ucierpiał - w strefie zagrożenia nie było górników.

Tego typu pożary zwykle nie przejawiają się ogniem, ale podwyższonymi stężeniami gazów w atmosferze, zwiększoną temperaturą lub zadymieniem. Choć w kopalni Bielszowice nikt nie ucierpiał i nie było bezpośredniego zagrożenia dla pracowników, zgodnie z obowiązującymi procedurami rozpoczęto akcję ratowniczą. Podjęto tzw. aktywne gaszenie pożaru (m.in. wodą) i przygotowania do otamowania wyrobiska.

Otamowanie, czyli odizolowanie zagrożonego rejonu od pozostałych chodników specjalnymi tamami przeciwwybuchowymi jest najczęstszą metodą opanowania podobnych pożarów. Odcięcie dopływu powietrza sprawia, że po kilku, kilkunastu tygodniach pożar ostatecznie wygasa.