Zamiast samemu zajadać się pączkami, możesz podzielić się nimi z głodnymi dziećmi w Republice Środkowoafrykańskiej. Koszt jednego pączka to równowartość wyżywienia jednego dziecka przez 2 dni - czytamy w artykule portalu stacja7.pl.


Pomysłodawcą akcji "Wyślij pączka do Afryki" jest brat Benedykt Pączka, misjonarz. W Republice Środkowoafrykańskiej i Czadzie pracuje jedenastu polskich misjonarzy kapucynów. Dokarmiają osierocone, niedożywione dzieci, kopią studnie w wioskach, w których nie ma dostępu do bieżącej wody oraz budują szkoły. W ramach ubiegłorocznej akcji "Wyślij pączka do Afryki" udało się pozyskać 400 tys. zł.

Tegoroczna akcja skierowana jest na pomoc dzieciom uczącym się w różnych szkołach prowadzonych przez kapucynów, rozbudowę kaplic, wsparcie transportu misjonarzy między wioskami czy na zakup książek i materiałów edukacyjnych.

Pomóc można przede wszystkim kupując "wirtualnego pączka" na stronie www.pączek.kapucyni.pl. Równowartość jednego pączka (2 zł) to koszt wyżywienia afrykańskiego dziecka przez dwa dni.

Ponadto w wielu szkołach, parafiach i innych instytucjach, w których działają wolontariusze współpracujący z Fundacją, będzie można wesprzeć cele akcji, kupując prawdziwe pączki. Głównym dniem akcji jest Tłusty Czwartek, ale wpłat i zakupów będzie można dokonywać przez cały Wielki Post aż do Świąt Wielkanocnych. Numer konta do przelewów tradycyjnych to: 26 1240 4533 1111 0010 5274 9794 (z dopiskiem "Pączek dla Afryki").

Mieszkańcy Republiki Środkowoafrykańskiej od wielu lat cierpią z powodu wojny domowej, ataków bojówek Seleka, kradzieży i biedy. Z kapucynem Benedyktem Pączką rozmawia Patrycja Michońska-Dynek:

Patrycja Michońska-Dynek: Czy polscy misjonarze w RCA mogą czuć się bezpieczni?

O. Benedykt Pączka: Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony sytuacja powoli się normuje, ale z drugiej - nasze misje wciąż są celem napadów. 2 lutego muzułmańscy rebelianci napadli na naszą misję w Bocarandze. Bocaranga znajduje się w naszej diecezji, tylko 160 km od miejsca, gdzie teraz przebywam. Pracują tam dwaj polscy kapucyni - ojciec Robert i ojciec Tomasz. Do miasta weszła grupa kilkudziesięciu uzbrojonych ludzi. Strzały słychać było przez cztery godziny. Zginęło kilkanaście osób, wielu innych zostało rannych. 6 napastników weszło także na teren misji: zniszczyli bramę, zabrali 5 komputerów, dwa telefony, pieniądze... Chodziło o kradzież i na szczęście nikomu nic się nie stało.

Mieszkańcy Bocarangi byli bezbronni, bezradni i zdani na siebie. Trudno to zrozumieć w kontekście przebywających w pobliżu żołnierzy Unii Europejskiej i sił pokojowych ONZ. Napastnicy zniszczyli dwie anteny telefoniczne i agregaty prądotwórcze, został tylko internet i dzięki temu mogliśmy kontaktować się z naszymi braćmi. Siły pokojowe pojawiły się dopiero następnego dnia. W wielu miejscach kraju sytuacja wciąż jest niespokojna.

Pracował ojciec w niewielkiej miejscowości Ngaoundaye, nękanej przez muzułmańskich rebeliantów. Teraz, w Bouar, prowadzi ojciec między innymi lokalną rozgłośnię.  

Tak, mieszkam teraz w zdecydowanie spokojniejszym miejscu. Łatwiej nam wzywać pomoc. U nas jest dowództwo i mamy lepsze kontakty ze stolicą. Bouar jeszcze przed uzyskaniem niepodległości przez RCA było siedzibą żołnierzy francuskich. Było pięknym miastem z wszelkimi udogodnieniami - kinami, basenami, elektrycznością. Niestety wszystko zostało zniszczone, rozkradzione. Na wzgórzu między skałami kapucyni wybudowali spory klasztor, który widać od razu wjeżdżając do miasta.

Są tu dwa licea, gimnazja, szkoły podstawowe, kilka szkół prywatnych. Bouar to także centrum religijne: są tu zakony oraz trzy niższe seminaria - jedno prowadzone przez kapucynów, drugie - przez karmelitów, a trzecie - diecezjalne. Są one uważane za bardzo dobre szkoły. Przyjeżdżają tu chłopcy, którzy chcą zrobić maturę. Siostry zakonne prowadzą szkoły zawodowe dla dziewcząt. Są też licea koedukacyjne.

Jaka jest szansa wykształcenia i godnego życia dla afrykańskiego dziecka w Republice Środkowoafrykańskiej?

Szanse mogą mieć tylko ci, którzy mają trochę pieniędzy, bo szkoły są płatne. Dzieciaki z buszu nie mają możliwości wykształcenia: nie mają pieniędzy, nie mogą nigdzie wyjechać, muszą zostać na miejscu. A ludzie nie są w stanie zapłacić nawet 100 zł za cały rok nauki. Przecież do tego dochodzą koszty mieszkania, wyżywienia, ubrania. Niektórzy przychodzą do mnie prosić o pracę, a czasem o coś do jedzenia.

Coś się tutaj nie zgadza - wojna domowa i ataki rebeliantów, morderstwa, kradzieże, wszechobecna bieda, brak możliwości podstawowego wykształcenia - a Ojciec postanowił otworzyć szkołę muzyczną? Można to chyba nazwać nawet fanaberią, skoro w Afryce głodują dzieci...

To, co robię, to nie jest zabawa. Chcę tu podkreślić: nie przyjechałem tu, żeby się bawić, tylko po to, żeby zrobić coś dobrego. Kiedy buduję szkołę muzyczną, miejscowi mówią: "Dziękujemy Ci bracie. To jest świetny pomysł". Przyszedł do mnie ojciec sześcioletnich bliźniąt i powiedział: "Bracie, zawsze chciałem uczyć się muzyki, ale nie miałem takiej możliwości. Moje dzieci będę przywoził tu każdego dnia". Opinia mieszkańców jest dla mnie bardzo ważna. Tutaj brakuje edukacji. Oczywiście nie zaniedbujemy podstawowych potrzeb i jeśli ktoś będzie głodny - na pewno go nakarmimy. Chciałbym dzieciom w szkole zapewnić ciepłe posiłki, ale najpierw musimy dobrze poznać naszych nowych uczniów. Przecież dopiero zaczynamy. Osobiście wierzę głęboko, że życie tych dzieciaków zmienić może dobra edukacja.

Kilka dni temu rozpoczęliśmy zajęcia w szkole muzycznej. Zakładaliśmy, że przyjmiemy maksymalnie 30 osób. Ale zgłosiło się tyle dzieciaków, że przesłuchaliśmy około 200 i ostatecznie przyjęliśmy 50. Myślałem, że pierwszego dnia w szkole zjawi się mniej uczniów, ale przyszli prawie wszyscy! Szukamy różnych metod, jak najlepiej prowadzić zajęcia, szukamy nauczycieli. Chcemy stworzyć coś, czego jeszcze tutaj nie ma. Może stanie się to impulsem do tego, żeby o RCA mówiło się więcej na świecie.

Wyposażenie i utrzymanie szkoły to ponad 500 tysięcy złotych. W drugą niedzielę Wielkiego Postu rozpoczyna się wielka zbiórka.

Startujemy z niesamowitym pomysłem - pierwszym na świecie. Będziemy pisać w internecie Symfonię Afrykańską. Będzie można kupić nutę, która powędruje na pięciolinię. Za pięć miesięcy dzieci zaśpiewają i zagrają całą symfonię, my ją zarejestrujemy i darczyńcy będą mogli ją usłyszeć. W ten sposób musimy zebrać 533 tysiące złotych. W tym 200 tysięcy złotych na instrumenty. Chcielibyśmy co roku grać dla Afryki, grać nowe symfonie, zaprosić ludzi z całego świata do pomagania, ale też wspólnej zabawy i tworzenia muzyki. Więcej szczegółów poznacie już za kilkanaście dni - na początku Wielkiego Postu!


>>>WIĘCEJ O AKCJI PRZECZYTACIE NA STACJA7.PL<<<