Argentyńczycy wybierają dziś prezydenta. To pierwsze wybory od czasu, gdy pod koniec 2001 roku protesty spowodowane zapaścią finansów państwa zagroziły argentyńskiej demokracji. Według sondaży żaden z kandydatów na prezydenta nie otrzyma większości głosów.

Wielu Argentyńczyków z cynizmem i apatią odnosi się do kandydatów na fotel prezydenta. Większość z nich wywodzi się bowiem z tradycyjnej elity politycznej, którą naród obwinia o katastrofę gospodarczą.

Dlatego też żaden z kandydatów, łącznie z proamerykańskim orędownikiem wolnego rynku, byłym prezydentem Carlosem Menemem, nie zdołał przekonać do siebie ogółu wyborców; sondaże przedwyborcze zapowiadają nierozegraną.

Druga tura wyborów, w której zmierzyliby się dwaj zdobywcy największej liczby głosów, odbyłaby się w maju.

Po okresie chaosu w końcu 2001 roku, kiedy w ciągu dwóch tygodni Argentyna miała kolejno pięciu prezydentów, a krajowi groził przewrót wojskowy, tymczasowy prezydent Eduardo Duhalde pokierował przygotowaniami do wyborów i powolnym wychodzeniem gospodarki z największej zapaści od stu lat.

Rys. RMF

08:55